poniedziałek, 23 listopada 2015

Rekonstrukcja kultury materialnej

Po Pierwszej Wojnie z Mrokiem zmieniło się wiele rzeczy. Zrzucono z piedestału klimat, etos i dobrą zabawę. Zmieniono hobby z rycerstwa na rekonstrukcję. Ktoś mówiący o ruchu rycerskim był obrzucany morderczymi spojrzeniami. Rozpadały się bractwa rycerskie, zakładano GRH. Rekonstrukcja kultury materialnej - to hasło było wbijane wszystkim do głowy. Rozbijano o nie dyskusje, powtarzano jak mantrę. Podejście do rycerzowania musiało odtąd być naukowe. Na wszystko potrzebne było źródło. A jak coś odbiegało od oryginału to byłeś mrok i basta.

Latin 9333

Wszystko fajnie, ale odtwórstwo historyczne nie kończy się wyłącznie na rekonstrukcji kultury materialnej. I gdy ta świadomość w końcu dotrze do fanatyków historyczności to wtedy skończy się rumakowanie.



Przedramatyzowałem wstęp :-) Zapewne dla wielu osób rumakowanie się wtedy dopiero zacznie. Ale rzecz w tym, że kultura materialna to nie wszystko co oferuje owo hobby. A rzekłbym nawet, że to bardzo dobra droga do krótkiego romansu z odtwórstwem. Bo jak się "zrobi" strój i wyposażenie to cóż nam pozostaje? Ano właśnie. Dopieszczanie nieistotnych detali. Albo zmiana epoki. Wtedy znowu dojdziemy do momentu, że mamy już strój na wypasie, zbroję jak talala. I co dalej? Ano zmieniamy epokę. Aż w końcu zmienimy hobby, bo nudne.

Kolejnym powodem, który pogrąża nurt nastawiony wyłącznie na kulturę materialną jest hajs. Tak teoretycznie możesz zostać świetnym rekonstruktorem zupełnie bezwysiłkowo. Wystarczy, że władujesz odpowiednio dużo kasy. Są firmy, które oferują bardzo poprawne historycznie zestawy ciuchów i wyposażenia. Idziesz, kupujesz i gotowe. Już jesteś koszernym rekonstruktorem. Słit focia na fejsa i lans.

Dlatego właśnie taką popularnością cieszą się walki rycerskie. I choć się dzisiaj nie mordujemy to wylewający się strumieniami pot z naszych ciał, krew z ran oraz buzująca w organizmie adrenalina są tak samo prawdziwe jak przed wiekami. Podobnie jak satysfakcja z wygranej czy gorycz porażki. Konni zmagający się ze swoimi wierzchowcami, markietanki dbające o walczących, czy obozowi zapewniający całe zaplecze techniczne. Poczucie jedności z pewną grupą - na dobre i na złe. To właśnie emocje sprawiają, że czujemy się jak w średniowieczu. Mimo, że nie wszystko robimy tak jak dawniej, a tu i ówdzie są pewne niedociągnięcia - one w rezultacie nic nie znaczą.


Jest również trzeci koniec tego kija. Chociaż są osobowości nabijające się z niego, to właśnie ten element jest dla wielu esencją zabawy w rekonstrukcję. Chodzi o uczucia wyższe. Coś nienamacalnego, acz chwytającego za serce. Niemal mistycznego. Pewien rodzaj klimatu.

Dla mnie to najlepsze co można otrzymać. To uczucie kiedy siedzisz wieczorem przy stole, oświetlanym wyłącznie blaskiem świec, a uczestnicy są odpowiednio ubrani. Nie byle turniej, gdzie wszyscy wcinają bigos i popijają piwem z puszki. Ale na tych nielicznych imprezach, gdzie ludzie się starają. Na stole wyłącznie potrawy rodem ze średniowiecza. Pieśni i gawędy. To wszystko tworzy magiczny klimat.

Albo gdy jedziesz konno oddziałem po zmroku. Puste stare miasto, pochodnie w dłoni. Za nami podążają oddziały piechoty, walenie bębnów odbijające się echem od kamienic. Stukot kopyt zagłuszający śpiewy piechociarzy. Cienie maszerujących tańczące na kamienicach.

Galop po ukraińskim stepie w wyposażeniu XVII wiecznej jazdy, husarii i pancernych. Ponad dwudziestu jeźdźców, w towarzystwie Kozaków przemierzających bezkresne pole. Oraz półdzikie konie, ciągnące zewsząd do galopującej gromady, w chmurze kurzu z wyschniętej ziemi.

Możecie śmiać się z tego. Ale to naprawdę emocje, których wam życzę. Dostajesz wtedy takiej mocy napędowej i po prostu czujesz, że warto. Czasem trafią się i takie rzeczy, które zapamiętasz do końca życia. Byliśmy w Dubnie (Ukraina, okręg wołyński), aby uświetnić udział w miejscowych uroczystościach, dzięki uprzejmości Chorągwi Husarskiej Województwa Pomorskiego. Braliśmy udział w paradzie historycznej, po husarsku w zbrojach (husaria oraz jazda kozacka), z kopiami, chorągwiami itd. Krótko mówiąc - na wypasie. Wyruszaliśmy jak zwykle z pompą - śpiew na ustach, piersi na ordery. Jadąc ulicami na obrzeżach miasta zatrzymała nas miejscowa starsza kobieta. Typowa babinka. Widząc nas wołała "Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my tutaj żyjemy", "Niech żyje Polska" i kilka podobnych. Okazało się, że owa pani "urodziła się w Dubnie w Polsce, tylko Polska ich opuściła".

I właśnie dlatego rekonstrukcja kultury materialnej nigdy nie dorówna odtwórstwu historycznemu, a rezygnując z tych sfer po prostu kastrujecie to hobby z wszystkiego co najlepsze.

3 komentarze:

  1. Gratuluje wpisu. Bo określenia cisną się zbyt patetyczne, więc się wstrzymam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem ja też ograniczę się tylko do skromnych podziękowań :)

      Usuń
  2. Aż mi się łezka w oku zakręciła czytając ten post. Ileżbym dała aby móc przeżyć coś takiego...

    OdpowiedzUsuń