wtorek, 1 kwietnia 2014

Jak oszczędzić na rekonstrukcji?

Rekonstrukcja historyczna to jedno z tych hobby, które jest prawdziwą studnią bez dna jeśli chodzi o kasę. O ile zazwyczaj są widełki cenowe tak w tym przypadku koszty zaczynają się od. Człowiek błędnie myśli, że jak raz wyda pieniądze na zbroję to będzie z głowy. Doświadczony rekonstruktor wie, że zawsze jest coś do wymiany albo dokupienia. To pułapka! Jak żyć w takich warunkach? W tym temacie garść porad wynikających z mojego doświadczenia adresowane głównie dla świeżych pasjonatów tego hobby. Nazwijmy to teorią ewolucyjną.

Rycina zupełnie nie związana z tematem.

UWAGA! Ściana tekstu poniżej.

Rycerzem być


Koszt naszej rekonstrukcji będzie zależał głównie od postaci, którą chcemy odtworzyć. Niestety standardem w Polsce jest myślenie, że idzie się do bractwa rycerskiego by być rycerzem. Próbowano walczyć z tym zjawiskiem, tworząc różne GRHy (czyli Grupy Rekonstrukcji Historycznej) zamiast bractw rycerskich, ale w rezultacie niewiele to nie zmieniło. Każda grupa historyczna (od antyku po XVII wiek) jest bractwem rycerskim i koniec. A jak rycerskim to i każdy jest rycerzem. EOT.

Straszna prawda jest taka, że nawet w średniowieczu nie wszyscy byli rycerzami. Był to stan elitarny i stanowił przeciętnie 1,5% populacji. Królestwo Polskie było wyjątkowe na tle Europy (czyli całego ówczesnego świata) bo ilość szlachty określa się aż do dziesięć razy (10x !) więcej niż u sąsiadów. I nie było to bynajmniej biedne rycerstwo w zbroi po dziadku. Proces pauperyzacji tego stanu to dopiero XVI wiek. Wcześniej ilość ubogiej szlachty mieści się w granicy błędu statystycznego.

Ale ale... Po co ja w ogóle o tym? Skoro wiemy, że rycerstwa było stosunkowo niewiele to po co pchać się na tę rolę? Rekonstrukcja w szerszym pojęciu (grupa, festiwal, inscenizacja) powinna polegać na przybliżeniu tego co w danej epoce było na porządku dziennym. Tymczasem większość wybiera bardzo rzadkie artefakty. Dochodzi nawet do paradoksu, że im rzadsze tym lepsze, bo mniej osób ma i nasz lans automatycznie rośnie. To nie jest dobry kierunek! Powinno się kłaść szczególny nacisk na ten aspekt. I mam nadzieję, że kiedyś dożyję czasów gdy odsetek rycerstwa do reszty będzie zbliżony do tych (a niech nawet będzie) polskich 15%.

Żeby było jasno. Nie bronię nikomu odtwarzania stanu rycerskiego. Oprócz ideologii wiążę się z tym również praktyka. Ten elitarny stan mógł sobie pozwolić na dobra wysokiej jakości, od przedmiotów codziennych do uzbrojenia. I to pytanie powinieneś sobie zadać na początku: czy stać ciebie na bycie rycerzem?

Wiele osób zaczyna przygodę z "rycerstwem" w młodym wieku. Oznacza to, że większość z nowicjuszy to uczniowie i studenci, którzy nie mają stałej pracy. Często ich jedynym źródłem kasy są rodzice. Mało których stać na zasponsorowanie zabawek dla swojej pociechy, choćby chcieli. Koszty, które trzeba początkowo włożyć na podstawową zbroję i sprzęt obozowy oraz ciuchy to lekką ręką kilka tysięcy. Do tego pan rycerz powinien mieć poczet, który sam trzeba doposażyć. A to tylko koszty początkowe. Co zrobić? Jak żyć?

Ciura czy rycerz?


Tak jak niegdyś, tak i dziś - rycerzy powinno być względnie mało. Naturalnym pytaniem, które się zrodzi to: kim być jeśli nie rycerzem? Możliwości jest całkiem sporo. Nie trzeba na siłę być rycerzem. Są jeszcze duchowni, kupcy, chłopi czy zwykli mieszczanie. Lepiej zrobić coś skromniejszego i porządnie, niż byle robić byle jakiego rycerza. Na pierwszy rzut oka widać ile dana osoba włożyła pracy w swój wygląd i wcale nie trzeba być ekspertem, żeby to określić.

Drugim aspektem bycia nie-rycerzem jest kasa. Odpadają koszty pocztu. Nie trzeba stroić się w jedwabne atłasy i aksamity. Również śmiało można zrezygnować z kosztownych oznak tego stanu, które często są tylko ozdobami. Również same stroje są dużo prostsze, więc i tańsze i łatwiejsze do samodzielnego wykonania. A jeśli już o tym, to sporą część przedmiotów można wykonać samemu. Nawet jeśli będą niedoskonałości, to będzie tylko dodatkowym smaczkiem, a nie ujmą.

No dobra, ale co jak chcę walczyć w bohurtach? Wymagany jest przecież pełny sztywny pancerz z zasłoną twarzy. Czyli rycerski. No to siłą rzeczy trzeba być rycerzem czy się chce czy nie.

Nie każdy ciężkozbrojny musiał być rycerzem. Były grupy najemników, które było stać na zakup tego typu uzbrojenia. To raz. Dwa, że rycerz miał swój poczet i wyposażał go tak, jak go było stać. Bywało, że pocztowi jednego rycerza byli lepiej wyposażeni niż biedniejsi rycerze. Oczywiście nie należy tutaj iść w mit biednego rycerza, bo w XIV/XV wieku nawet najbiedniejszych było stać na pełną zbroję. Więc możesz odgrywać pocztowego. Jeśli w grupie macie panów rycerzy, to dobrze, by oni mieli swoje poczty. U nas w grupie jest tak, że każdy rycerz może tworzyć swój poczet (może też być w poczcie innego rycerza) i pomaga w miarę możliwości swoim podopiecznym. Razem występują pod jedną barwą. Oczywiście współczesne realia wykluczają pełen sponsoring, ale i tak w grupie lepiej.

Dlatego, żeby już więcej nie owijać w bawełnę przedstawię swój autorski system rozwoju - teorię ewolucyjną (brzmi poważnie). W skrócie chodzi o kilka zasad wynikających z doświadczenia, która pozwolą zaoszczędzić nieco grosza.

Teoria ewolucyjna


Pierwsze i najważniejsze - przemyśl dokładnie co chcesz osiągnąć. Zagłęb się w ikonografię, nagrobki czy zdjęcia z imprez. Zobacz co jest fajne, a co nie. W jaki sposób to działa. Stwórz swój średniowieczny garnitur, zarówno bojowy jak i cywilny. Następnie go zweryfikuj, sprawdź czy takie połączenie pasuje. Jeśli tak to pora przejść do kolejnego punktu, czyli...

Nadaj priorytety. Najważniejsze jest skompletować strój tekstylny przynajmniej w minimalnym wymiarze. Zazwyczaj jest to bielizna + odzienie spodnie, buty i nakrycie głowy. To jest stosunkowo niewielki koszt, a już można jeździć na imprezy i zdobywać doświadczenie. Będziesz musiał posiadać również jakieś wyposażenie obozowe. Jeśli jesteś zrzeszony to koszt namiotu odpada, bo grupy mają "bractwowe namioty". Czy od razu obejmie ono rzeczy do noclegu - to zależy od konkretnego przypadku. A potem w zasadzie zostaje zbieranie sprzętu do walk (czy innego) i uzupełnianie szczegółów.

Trzecia ważna zasada: trzymać się konsekwentnie powyższych dwóch punktów. Nie wydawaj pieniędzy na jakieś rzeczy, które nie do końca zgadzają się z twoją wizją, ale jest okazja tanio kupić. Potem i tak będziesz chciał to zmienić na swoje widzi-mi-się, więc w rezultacie wydajesz więcej. Można zamieniać kolejność rzeczy, które chcesz kupić - jeśli rzeczywiście trafi się jakaś promocja. Ale, żeby to nigdy nie wyglądało na zasadzie: "bo jest okazja to kupię".

Były trzy zasady to teraz pora na garść porad. Pierwsza z nich to taka: nie kupuj byle gówna. Jeśli widzisz, że coś jakościowo cię nie zadowala to dołóż stówkę i miej spokój. Potem się okaże, że hełm trochę nie pasuje, wełna nie ta, zbroja się nie zgina w kolanach. W rezultacie drobne niedociągnięcia będę cię doprowadzać do szału i będziesz musiał zakupić od nowa te rzeczy. Lepiej dołożyć trochę grosza i mieć spokój. Żadnych pół środków.

Część rzeczy możesz z powodzeniem zrobić własnoręcznie. Nawet jeśli jesteś totalną nogą z tematu to po niewielkiej wprawie bez problemu uszyjesz koszulę czy tunikę. Choćby ręcznie. Zajmie to trochę czasu, ale pierwsze nauczysz się sporo - oprócz szycia, również uświadomisz sobie wiele rzeczy z zakresu komponowania i działania stroju. Co prawda posiadam nieco specyficzne zdanie na temat ręcznego szycia ale w końcu nie jestem wyrocznią i nie trzeba robić wszystkiego jak ja to robię. Część rzeczy jest jednak nie do przeskoczenia i trzeba kupić, choćby ceramika czy niektóre elementy uzbrojenia.

Trochę powiązane z poprzednimi radami, ale warto zwrócić uwagę na jakość. Nie bez przyczyny mówi się, że "nie stać mnie na najtańsze rzeczy". Nie okłamujmy się, tania cena wypływa głównie z tego, że coś jest gównianej jakości. Już nawet nie chodzi o wykonanie, ale same materiały. Szybciej się zużywają i niszczą. W rezultacie trzeba naprawiać albo wymieniać, co oczywiście kosztuje.

Kolejna sprawa. Zapewne zaczynasz zabawę z rekonstrukcją w jakiejś grupie. Jeśli nie to warto dołączyć, przynajmniej na początku. Warto porozmawiać z kimś doświadczonym, kto pomoże w pierwszych krokach. Również łatwiej będzie ze sprzętem, bo koledzy zapewne mają coś na stanie. Z kasą też będzie łatwiej - wiele grup jeździ na różne pokazy płatne i inscenizacje. I choć nie będą to duże sumy to zawsze łatwiej będzie na coś uzbierać.

Plan 5-cioletni



Gdybym zaczynał swoją karierę rycerską od nowa, ale z obecną wiedzą, najpierw dobrze bym się namyślił jak ma wyglądać finał, czyli pełna zbroja. Czy to mają być zbrojniki czy płyty czy mieszane, jaki hełm, kirys etc. Zacząłbym od hełmu i przyszywanicy. To najważniejsze. Niewielkie dozbrojenie i już możesz startować jako lekkozbrojny albo łucznik/kusznik/artylerzysta - czyli najlepiej rękawice i kolczugę albo zastąpić ją już sztywnym pancerzem. Rękawice już "rycerskie". Bez kolczugi da się obyć, zwłaszcza, że to ogromny wydatek (piszę o nitowanej). Tak sobie tylko teoretyzuję. Potem stawiałbym kolejne kroczki i poszedłbym na pocztowego, potem ciężkozbrojnego i być może po latach - rycerza.

Dlaczego? Bo już mogę brać udział w inscenizacjach jako "walczący". Oprócz zysku materialnego (a przynajmniej zwrotu kosztów wyjazdu) możesz poznawać już światek rycerski. Poznasz jak to działa, złapiesz kontakty, etc. Jednak potrzeba tutaj minimum stroju bojowego - przeszywanica i hełm co najmniej - jeśli bierzemy wariant łucznik/artylerzysta. Przeszywkę już możesz przygotowywać sobie pod zbroję. O hełmie warto również tak pomyśleć i możesz się dogadać z producentem (bo tego elementu raczej sam nie zrobisz), ze najpierw kupisz u niego dzwon, a później dorobi zasłonę.

Krok w stronę pocztowego, czyli taki średniozbrojny. Poszerzamy uzbrojenie o kirys (albo sam napierśnik - zależy od wizji) i ewentualnie osłony rąk i nóg. Na koniec uzupełniasz ekwipunek o brakujące elementy, czyli zasłonę hełmu i resztę osłon, które pominąłeś po drodze i masz pełen komplet.

No dobra, ale chcesz chodzić na treningi, na które potrzebujesz sprzętu. Byle jakiego, byle by chronił. I teraz pytanie: czy warto wydawać kasę na osobny sprzęt do treningów? Moim zdaniem nie. Oprócz samych niedogodności wynikających ze sprzętu samego w sobie (np. z poprzedniej epoki RR) to dochodzi jeszcze pokusa wyjścia w tej zbroi do ludzi - "na jeden turniej". Z tego robi się jeden sezon i więcej. Dwa, że często taki sprzęt wcale nie jest tani. Wiadomo, że nie ma co tego porównywać z nowymi blaszkami, ale za cenę takiego byle kompletu to już można mieć jakieś elementy do swojej wizji sprzętu. 

Kolejna kwestia, do treningów w pełnym sprzęcie będziesz potrzebował również stalowego miecza. Tutaj nie ryzykowałbym kupowania używanego ani mrocznego. O doborze broni pisałem już tutaj, tutaj i tutaj trochę. Ale w skrócie - na początek trenuj bronią miękką we współczesnych ochraniaczach. Raz, że i tak trzeba przygotować organizm kondycyjnie do takiego wysiłku, a dwa że koszt jest niski. Robisz broń z rurki PCV i otuliny do tego ochraniacze na stawy (łokcie, kolana), dłonie i głowę. Na kolana i łokcie można użyć zwykłych ochraniaczy na rolki albo starych milicyjnych. Z ochroną dłoni i głowy jest większy problem. Na dłonie najlepiej już mieć rękawice rycerskie - przynajmniej pikowane powinny wystarczyć. Na głowę najlepiej hełm, bo ceny masek szermierczych powalają. Widziałem również, że można używać kasków bokserskich z kratą (koszt ok. 100zł). Ale może być, że nie będziesz potrzebował żadnego sprzętu ochronnego, bo odpowiednio zrobiona broń miękka jest bardzo słabo kontuzjogenna. Tutaj musisz bazować na doświadczeniu kolegów.

Pułapki


Przykład z życia: potrzebujesz sprzętu na treningi, który chcesz wykonać własnoręcznie. Więc wkładasz czas i pieniądze. Potrzebujesz jakiejś formy ochraniacza. Więc będziesz kombinować i potem to modyfikować. Bo nie wiesz czego potrzebujesz i nie ma żadnych dostępnych wzorów takich ochraniaczy. Możesz wykorzystać doświadczenie kolegów i przejąć od nich kilka patentów.

No i fajnie, będzie sprzęt na treningi, prawda? Potem jeszcze tylko drugi komplet na turnieje... Ale zaraz. Czy nie można tego połączyć od razu? Gdyby się nad tym dobrze zastanowić to w dużej części się da. Więc zamiast dwóch kompletów sprzętu robi się jeden i już na tym poziomie może oszczędzić sporo pieniędzy i czasu.

Z tego względu, że tego pierwszego brakuje to trzeba się nastawić na własną pracę w maksymalnie możliwym wymiarze. A więc i tak to co chciałeś robić. Ale nie do końca jeszcze wiesz jakie ochraniacze sobie zrobić. Przede wszystkim mają spełniać swoją rolę - dobrze chronić przed urazami. A tak sobie myślę, że najlepszym ochraniaczem jest taki, którzy już przetestowano i udowodniono jego skuteczność. I tutaj pytanie: czy znamy jakąś przetestowaną formę pancerza?

Okazuje się, że średniowieczne manuskrypty zawierają miliony takich dowodów. Więc dlaczego by nie połączyć tych dwóch rzeczy i zastanowić się czy możemy zrobić jakiś z używanych pancerzy własnoręcznie? Hełm czy naręczaki płytowe wymagają specjalistycznego sprzętu i wiedzy. Ale przynitowanie kawałków blachy do płótna to kwestia praktyki.

Oczywiście wiedza też się przyda, żeby to pełniło swoją funkcję, ale hej - nie ma co się okłamywać. W RR jest mnóstwo nieudolnie zrobionych zbrojników i ludzie żyją. Głównie dlatego, że nie walczy się o życie, ale mniejsza. Zatem używając nieco wiedzy i mając nieco umiejętności technicznych można zrobić naprawdę niezłe zbrojniki, płaty, rękawice czy kirys kryty, a nawet hełm garnczkowy.

Ergo można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Trzeba się tylko naprawdę porządnie zastanowić, bo najważniejszy jest punkt końcowy. Więc twoim zadaniem będzie wybrać sobie jak ma wyglądać ostatecznie zbroja w której chcesz walczyć, a potem krok po kroczku realizować cel. Oczywiście jeśli to jest pełna płyta to będzie trudno, dlatego pierwszy garnitur uzbrojenia można wymierzyć nieco niżej - w zbrojniki.

Tylko tu jest jeden problem, bo kiepsko ze źródłami jeśli chodzi o pełne zbrojnikowe osłony kończyn, gdyż z reguły były one mieszane z płytowymi, łuskowymi albo kolczymi. Jedyny pan, który może posiadać taki zestaw na to Guenter von Schwarzburg, a i tak nie wiadomo co ma na udach. Widać nakolanniki, jednak do tego zestawu pasuje zbrojnik, jak i kolczy pancerz. Nagrobek: http://effigiesandbrasses.com/821/1127/ Chociaż osobiście jestem przeciwnikiem zbrojników, gdyż jest mało źródeł odnośnie tych ochron kończyn i większość z nich jest wyrwana z kontekstu historycznego. Osobiście skłaniam się coraz bardziej ku teorii, że były one raczej drogim lansem niż popularną osłoną, ale jestem w trakcie dokształcania się, więc moje zdanie zapewne jeszcze się zmieni. Ale jestem w stanie zaakceptować ich obecność jako środek przejściowy.

Podsumowanie


Słowem końcowym - najważniejsze jest odpowiednie zaplanowanie i konsekwentne trzymanie się tego. Na twej drodze wystąpi wiele pokus i czasem wydawać się będzie, że jest okazja do zaoszczędzenia. Nie łudź się i nie oszukuj. Nie kupuj byle gówna by mieć. Ile możesz rób we własnym zakresie. Jeśli będziesz się tego trzymał to zamiast kilku dużych kosztów będziesz miał sporo mniejszych. Ale summa summarum wyjdzie to drożej, a ty ciągle będziesz się męczył w swoim gównianym sprzęcie. Nie warto.

Aktualizacja: 02-04-2014

12 komentarzy:

  1. A o czym ja już 4. rok trajluję? :D
    Miło, że ktoś podobnie widzi temat.
    Pozdrawiam,
    Lutobor
    VflG Projekt Volk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę podobnie, ale stety niestety tekst powstał w wyniku własnych doświadczeń, więc jedną nogą tkwię jeszcze w takiej ogólnej bylejakości i pomału z niej wychodzę. A że wybrałem wariant rycerski to trochę jeszcze potrwa. Jak będę zaczynał następną epokę to na pewno rozpocznę od najpodlejszego zakapiora.

      Pozdrawiam również cały Projekt Volk. Chłopaki odwalacie dobrą robotę.

      Usuń
  2. Ładnie to opisałeś :) I masz sporo racji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Wiedza zdobyta przez lata bólu i cierpień.

      Usuń
    2. Tylko widzisz w wielu grupach "Rycerskich" jest bardzo mocne parcie na "rycerzenie" bo jak nie jestes Rycolem to jestes ciura obozową i generalnie wynies przynies pozamiataj. Potem takich "Rycoli" ogląda sie na inscenizacjach i az oczy bolą. Wg mnie powinien byc prosty schemat: Założyciel grupy niech będzie rycerzem (naturalnie jesli ma odpowiedniej klasy sprzęt i odrobinę wiedzy), kilku gorzej zrobionych (tzn mniejsza ilosc blach) niech będzie pocztowymi, a cała reszta niech sie zrobi na mieszczan, chłopów. U nas w większosci grup wstydem jest odtwarzac kogos innego jak rycerza, jakis mieszczanin, chłop na co to komu... A uwierzcie widziałem tak zrobionych chłopów i mieszczan, ze dla takiego "Rycola" zaszczytem bedzie stac koło takiej osoby - mówie tu oczywiscie m.in o volkach i innych ultrasach. Czy nie lepiej robic porządnie piechotę, zamiast rycerzyc i nosic zbrojniki robione z płaskowników i skóry tapicerskiej? Jesli ktoś jest studentem/uczniem i raczej nie ma środków na porządne blachy to niech robi sie na piechotę. Z czasem dostanie pracę i będzie mógł myslec o dobrej jakosci sprzecie.

      Usuń
    3. To mniej więcej napisałem w notce :-)
      Przy czym może nie tyle co wstyd być "nie-rycerzem" o ile po prostu ludzie się nad tym nie zastanawiają. Tak już jest i tyle.

      A propo zbrojników. Zupełnie nie wiem dlaczego ludzie się tak uparli na skórę. Większość z nich była na płótnie robiona, które obecnie jest kilka-kilkanaście razy tańsze niż skóra.

      Usuń
    4. Przy tendencjach niektórych panów do odchudzania sprzętu, robienie zbrojników na tkaninie skutkowałoby znaczną podatnością na uderzenia.

      Co do bycia nie-rymcerzem - Maciej ma rację. W większości grup z założenia przyjmuje się, że każdego celem jest robienie księżniczki/szlachcianki lub rycerza pełną gębą. Może ma to związek z tym, że nadal stosunkowo niewiele osób rekonstruuje daną postać/klasę, a po prostu zbiera ciuszki i jeździ na ogniska/bitki w lesie.

      Usuń
    5. Myślę, że te tendencję nie współgrają. Jeśli ktoś odchudza sprzęt do przesady to pewnie grubość skóry również.

      A w sprawie drugiej. Wielu ludzi nie posiada w ogóle świadomości tego co robią i co chcą robić. Skutkuje to tym co widać na popularnych imprezach.

      Usuń
  3. Myślę że parcie na odtwarzanie rycerza bierze się z tego że co niektórzy ( nie wszyscy) po przez noszenie blach , miecza czy wytwornych ciuchów rekompensują sobie fałszywe mniemanie o sobie czyli że są do kitu , a w rzeczywistości są pełnowartościowymi osobami. Ja też tak rozumowałem " ach założę zbroję , przyczepię miecz i zostanę rycerzem i będę coś znaczył" A tu d.......pa.
    Widzę teraz ze to nie jest takie łatwe zostać czy być rycerzem ( Przynajmniej w Bractwie Rycerzy Ziemi Sztumskiej). Trzeba rzeczywiście wryć się w źródła , wyłożyć trochę kasy , lub pracy aby dojść do celu.
    osobiście dążę do tego aby być pasowanym na rycerza. Dlaczego? Dziecięce marzenie , chęć przeżycia czegoś mistycznego , w tym wypadku pasowania. Oczywiście czuję się dowartosciowanym w pełni czlowiekiem.tak już daleko zabrnąłem że całkowite zrezygnowanie z odtwórstwa , sprzedanie wszystkiego nie ma sensu.Teraz swój sprzęt bojowy mam zrealizowany w 70%. Odtwarzam wiek XIII. trochę jeszcze brakuje. Oczywiście autor ma rację co do odtwórstwa. ale nasuwa się pytanie. Jeśli nawet ktoś odtworzy super dokładnie chłopa jak będzie traktowany przez tych którzy odtwarzają rycerza? Wydaje mi się że po prostu na imprezie będą go mieli gdzieś.Bo już np. drab czy pocztowy no to już jak jest to niech będzie , ale lepiej co by między nas nie wchodził pany rycerze.piszę to z autopsji. Jako początkujący odtwórca miałem tylko koszulinę , spodnie , jakieś łapcie skórzane , sznureczek przez pas - no chłop jakiś.Różnie traktowany byłem , potem sprzętu przybywało , a to miecz , a to kolczuga , potem hełm , tarcza , porządna przeszywka , bo pierwsza była z waciaka. Z czasem ludzie inaczej już patrzyli. Co niektórzy jak mieli na sobie blachy o to już był gościu , a jak się widziało pełnopłytowca na koniu o to już był półbogiem. dziwne ale tak się przydarzyło - przynajmniej mnie. Jeśli mam być jakimś dobrze zrobionym kmieciem i nie być zauważalnym to już wolę powoli przeć pod górę i zostać ubogim rycerzem , ale rycerzem. Macieju jeśli dobrze kojarzę to chyba jesteś z Chorągwi Chełmińskiej od Grzegorza Orenkiewicza. mnie tam możesz nie kojarzyć bo kto tam spamięta statystę z Oblężenia Malborka. Ja z kolei byłem w BRZS u Arkadiusza Dzikowskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czołem Marcinie.
      Widzę, że zakładkę o moich danych już znalazłeś, więc nie będę po próżnicy pisał. Tak więc do rzeczy: Generalnie staram się nie uogólniać. W różnych kręgach różnie bywa to odbierane, zależy jakie priorytety ma dane towarzystwo. Powiem tylko tak: faktycznie dobrze "zrobiony" chłop może zostać niezauważony przez osoby z zewnątrz, co jest raczej małą stratą dla doświadczonego rekonstruktora (bo tacy są zazwyczaj dobrze "zrobieni"). Ale już kiepsko zrobiony rycerz z pewnością zostanie zauważony i to wcale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Mam nadzieję, że rozumiesz co mam na myśli.

      Usuń
  4. Wiem, lata temu to wszystko pisane i komentowane ale dzisiaj trafiłem...
    Ciekawe jak to się pozmieniało aż do teraz?
    Bo np. ja osobiście zawsze wolałem zwykłych wojaków ze szczególną miłością do łuku.
    Może kiedyś sam wskoczę w rajtuzy postrzelać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo piękny tekst. Dobrze , że mamy taki ludzi w rekonstrukcji. Stopniowo w to wchodzę i stwierdzam by dać sobie jeszcze czas na douczenie się , odpowiednią edukację także w zakresie tworzenia własnymi rękami. Za niedługo, jeśli korona przestanie doskwierać, zaczynam profesjonalne treningi fechtunku. Jeszcze trochę i dojdą studia na kierunku miediewalistyka. Już się zastanawiam co to za pokraka ze mnie ;D

    Zawsze mnie to zastanawiało, czemu tyłu rekonstruktorów chwyta się tego dennego schematu "dupnego jaśnie pana rycerzyka " a często nawet nie ma ciekawszych rozwiązań historycznych względem zbroi, powiela jak się okazuje nie zawsze poprawne historycznie schematy. Rzadko się na przykład widzi zbroje malowane , a było to częstrze niż się wydaje. Ciekawsze rozwiązania nie znaczy droższe w historycznych realiach. Taką rzeczą może być np. Dodatkowy stabilizator do pochwy miecza lub inaczej zrobiona pochwa tak by miecz leżał pod innym kątem i trochę wyżej. Często robili tak lekko zbrojni konno , by broń łatwiej wyciągnąć , móc na konia wskoczyć łatwiej czy podkraść się pod obóz wroga bez zbędnych dźwięków , które wydawał miecz.

    Niesamowitą jest, że Pan poruszył temat bardzo trudny , kontrowersyjny wśród historyków i często ignorowany przez rekonstruktorów - "rycerz - nie rycerz". To tyczy się szczególnie XII i XIII w. Nie każdy pasowany rycerz należał do warstwy społecznej rycerstwa, zaś nie każdy mężczyzna ze stanu rycerskiego był rycerzem. Jest kilka bardzo ciekawych publikacji na ten temat. Poruszają one także temat "rycerza wędrującego" i początki turniejów. Kolejna sprawa jest taka, że lekka jazda i jazda półciężka są wręcz piętnowane , mimo swojej potężnej wartości. Może kiedyś zobaczymy przed bitwą , tuż przed szeregami, pokaż harcowników i harcerzy?

    Kolejna sprawa, która leży i ma się cholernie źle to ekwistyka w rekonstrukcji. Nie używa się zbroi Końskich , mimo , że historycznie były używane. A jeśli już są , to nie raz są po prostu śmieszne przy historycznych odpowiednikach. Zazwyczaj koń nie ma nawet odpowiedniego siodła , zaś oklepane siodło (chyba to jest marka Zaldi) po prostu z wyższymi łękami , czarne , czasem pokryte blaszką na przodzie i z minimalnie wyprofilowaną tybinką z popręgiem zazwyczaj neoprenowym to koszmar. Jest to tak historyczne (oczywiście jeśli chodzi o średniowiecze ) jak różowy irokez. Nie skomentuję poziomu wyszkolenia jeźdźca i konia , jeśli osobę klepiącą dupskiem po siodle i trzepiącą się w nim jak worek kartofli można nazwać jeźdźcem. A koń? Tragedia. Po prostu - tragedia. Wiem , że jeździectwo jest trudne, szkolenie konia jeszcze trudniejsze, ale szanujmy się i wierzchowce. Nauczmy się przynajmniej podstaw i to porządnie. Widok konia który idzie przodem w źle dobranym rzędzie, zarzucającego łbem bo ktoś mu wisi na pysku i przyjmującego całe uderzenie natarcia na plecy podczas joustingu to koszmar. Nie mówiąc już o "rekonstrukcji" bitew gdzie nawet szeregu nie da się utrzymać bo każdy jedzie po prostu rozpierdzelony na koniu i nawet go nie zbierze od zadu ani pie dostawi lekko łydką i miednicą tylko wisi na wodzach i szereg zamiast być szeregiem podczas natarcia staje się rozsypką podczas zabawy w księżniczki i zamki. Później nie dziwota , że nawet nie ma specjalistycznych kiełzn na turniejach tylko wszyscy jadą na pelhamach, ktoś tam na munsztuku i kilku na zwykłym wędzidle , czasem z wąsami. Cholernie bym się zdziwiła, gdyby ktoś miał munsztuc z płaskownikiem na przykład albo dwuwodzowy munsztuk rolkowy z kulkami językowymi i gdyby tego jeszcze umiał używać to chyba bym padła na zawał z wrażenia :D

    Serdecznie pozdrawiam i życzę wiele radości z rekonstrukcji

    OdpowiedzUsuń