Dzisiaj tłumaczenie artykułu: "Paws, Pee and Mice: Cats among Medieval Manuscripts". Jako posiadacz dwóch wspomnianych bestii, z radością czytałem artykuł. Zapewne każdy właściciel takiego zwierza będzie miał niezłą frajdę. Tłumaczenie jak zwykle moje. Ani ładne ani wierne.
Źródło: archiwum Dubrovnik autor: EmirOFilipovic |
Dzisiaj gościnny wpis od Thijs Porck, wykładowcy w Katedrze Kultury i Języka Angielskiego w Uniwerytecie Leiden.
W tym tygodniu Eryk [Dr F. Eryk Kwakkel, badacz średniowiecznych manuskryptów - przyp. mój] opublikował na twiterze kocie łapy w piętnastowiecznym manuskrypcie, które z prędkością światła przeleciały przez Facebook'a i Twitera, zyskując setki udostępnień i tysiące komentarzy.
Ktokolwiek miał kota na pewno zna grubiański ich grubiański zwyczaj chodzenia po klawiaturze, akurat kiedy piszesz. Manuskrypty udowadniają, że to żadna nowość. Doskonale widać to na tej starej księdze [chodzi o powyższe zdjęcie - przyp. mój].
Choć z pewnością właściciel księgi nie był zbytnio zachwycony odciskami kocich łap na swoim perfekcyjnie sporządzonym dziele to inny piętnastowieczny manuskrypt udowadnia, że miał sporo szczęścia w nieszczęściu. Skryba z Deventer, tworzący ok. 1420 roku, znalazł swój manuskrypt zniszczony przez mocz, który w ciągu nocy zostawił tam kot. Musiał pozostawić resztę strony pustą, jednak nie omieszkał narysować podobizny kota z przekleństwami zaadresowanymi do owego stworzenia. Napisał tak:
“Hic non defectus est, sed cattus minxit desuper nocte quadam. Confundatur pessimus cattus qui minxit super librum istum in nocte Daventrie, et consimiliter omnes alii propter illum. Et cavendum valde ne permittantur libri aperti per noctem ubi cattie venire possunt.”
"Tutaj nic nie brakuje, ale kot nasikał na stronę podczas pewnej nocy. Niech będzie przeklęty ten koci szkodnik, który nasikał na księgę podczas nocy w Deventer oraz z tego powodu inne [koty] również. I uważaj dobrze, by nie zostawiać otwartej księgi w miejscu do którego mogą w nocy przyjść koty."
Przeklęty niech będzie kot za nasikanie na moją księgę! ©Archiwum Historyczne w Kolonii G.B. quarto, 249, fol. 68r |
Ale zaraz. Dlaczego w ogóle tolerowany koty w średniowiecznych bibliotekach skoro potrafiły tak zniszczyć piękne księgi? Wiersz z IX wieku spisany przez irlandzkiego mnicha o jego kocie “Pangur Bán” powinien rzucić nieco światła na tę sprawę:
I and Pangur Bán my cat,
‘Tis a like task we are at:
Hunting mice is his delight,
Hunting words I sit all night.
Koty trzymano by odstraszały myszy. Ten oczywisty fakt był jednak bardzo istotny, gdyż średniowieczne manuskrypty stanowiły smakowity kąsek dla tych małych szkodników, tak jak kopia jedenastowiecznej księgi Boethius’s De consolatione philosophiae illustrates. Manuskrypt został pożarty przez szczury i myszy, a ślady zębów znajdują się na każdej stronie.
Myszy zjadły mi Boethius! (© Corpus Christi College Cambridge, MS 214, fol. 122r) |
Oprócz swoich książkowych nawyków żywieniowych, myszy były również źródłem innego typu udręki, jak ilustruje to dwunastowieczny skryba Hildebert. Rysunek przedstawia jak mysz wdrapała sie na stół Hildberta i zjada jego ser. Hildebert unosi kamień i zamierza zabić mysz. W księdze, którą pisał znajdziemy klątwę na serożernego stwora: “Pessime mus, sepius me provocas ad iram; ut te deus perdat” [Najbardziej nędzna z myszy, często prowokujesz mnie do gniewu. Niech Bóg cię zniszczy!]
Hildebert rozkojarzony przez mysz. (© Praga, Capitular Library, codex A 21/1, fol. 153r) |
Tak więc na chwilę obecną znamy dwa koty odpowiedzialne za pozostawienie niepożądanych śladów na manuskryptach. Jednak ich umiejętność łapania myszy prawdopodobnie zrekompensowała się niezliczoną ilością ocalonych ksiąg przed marnym końcem w mysim brzuchu oraz umożliwiała skrybom skupić się na swojej pracy, wiedząc że ich lunch pozostanie nietknięty.
Bardzo fajny artykul. Koty "pracuja" w bibliotekach np. w USA, lapia myszy bo wiadomo myszy niszcza papier. 20 lat temu w Stanach "pracowalo" 201 kotow, niestety juz w 2016 roku jest ich tylko niecale 40 a wszystko to z powodu ludzkich alergii i wielokrotnie z powodu braku wspolpracy ze strony zacietych alergikow, ktorzy nawet po ofercie iz moga zabrac ksiazke czy wydawnictwo do auta czy wlasnego domu /dostarczone/ po ich uprzednim otarciu serwetka antyalergenna, odmawiaja wspolpracy w temacie. Koty na etacie musialy wiec odejsc. Szkoda wielka bo kot wplywa na czlowieka relaksujaco i napewno czytanie w bibliotece jest przyjemniejsze z kotem nieopodal :) No i te koty nie sikaja w nocy ani w dzien na ksiazki, co to to nie :) Wiem, bylam, widzialam.
OdpowiedzUsuń