czwartek, 17 września 2015

Larpizacja rekonstrukcji

Ostatnie 15 lat rozwoju i zmian zachodzących w Ruchu Rycerskim to obfite pole do prowadzenia badań. Mam na myśli nie tylko historyków i archeologów, dla których rekonstrukcja historyczna stała się źródłem wiedzy praktycznej, ale również socjologów, ekonomistów czy nawet prawników. Analizując drogą jaką przebyliśmy, kierunek tych zmian, klarowanie się sceny rycerskiej chciałem pokusić się o postawienie tezy dokąd to zmierza.

BL Royal 20 B XX Le Livre et le vraye hystoire du bon roy Alixandre
I choć niektórzy dostaną drgawek na samą myśl, to następnym przystankiem jest larpizacja rekonstrukcji albo jej rychła śmierć.


Z tą śmiercią to oczywiście przesada na rzecz kozackiego wstepu. Możecie spać spokojnie, nic takiego rekonstrukcji nie grozi. Aczkolwiek może dojść do poważnego załamania zainteresowania tym zjawiskiem, zwłaszcza w grupie zwykłych reko-szaraczków. Pozostałe wyklarowane nurty raczej nie oberwą zbyt mocno.

Rozwijając myśl. Polaryzacja biegunów na chwilę obecną wygląda w sposób następujący. Jest gałąź wyspecjalizowanych wojowników, którzy zmierzają w kierunku profesjonalizacji walk rycerskich oraz zrobienie z nich oficjalnego sportu. Od kilku lat ruch ten ma coraz większy rozmach. Jest część osób rekonstruujących wyłącznie (badź głównie) wybrane zagadnienia z przeszłości. Są to osoby zajmujące się archeologią doświadczalną, przykładowo rzemieślnicy czy scena DESW. Kolejną specyficzną grupą są koniarze, którzy rozwijają się swoim tempem. Jest garść niereformowalnych mroków. No i trochę ultrasów zbierających się w różnych projektach. Te dwie ostatnie skrajne grupy łączy fabularyzowana konwencja, która jest bardzo istotnym elementem. Na końcu wymieniam najliczniejszą grupę - trzon rycerstwa polskiego, który w sumie jest nie wiadomo po co, a ich grupy trzymają się wyłącznie na alkoholu.

A ciebie co kręci w tym hobby? Jeśli jesteś nowy to faktycznie może być kilka fajnych przeżyć. Pierwszy wyjazd z bractwem, pierwsze ciuchy, pierwszy trening, pierwszy Grunwald, pierwszy udział w inscenizacji grunwaldzkiej, pierwsza bojówka, pierwszy bohurt itp. Wszystko to fajne, ale z czasem jak człowiek się już oswoi to coraz mniej rzeczy go kręci. Walki to tylko przy inscenizacjach, bo na bohurtach jest zbyt hardkorowo. Ile razy można patrzyć na tę samą inscenizację? Szukanie informacji w grubych książkach też nie jest zbyt atrakcyjne, a wszystkie zamki w okolicy znasz do porzygu. Zostają alko-bohurty, ale niektórym nawet te z czasem się przykrzą. Wtedy zostają dwie drogi. Albo znajdziesz sobie coś interesującego w RR albo zmieniasz epokę / hobby.

Bo co może ciebie trzymać? Znajomi z całej Polski, których widujesz tylko na imprezach historycznych? Kasa, która czasem wpadnie? Atrakcyjny wyjazd zagraniczny raz na ruski rok? Impreza do urwania filmu? Rozmawiałem ze znajomymi, którzy narzekali, że od lat to samo i nuda. Na pytanie dlaczego jeszcze tkwią w rekonstrukcji nie potrafili dać konkretnej odpowiedzi. Najczęściej był to sentyment do dawnych czasów, imprez i ludzi. Ale jak długo można ciągnąć na sentymencie?

Przesyt jest również z drugiej strony - odbiorców. Przejadło się ludziom oglądanie rycerzy. Żeby ich zainteresować trzeba robić coś unikalnego albo naprawdę porządnego. Wbrew zarozumiałym specom od ogłupiania mas - ludzie nie są idiotami. Potrafią docenić dobrą jakość. Albo robisz imprezę, nawet jeśli kulejącą poziomem to mistrzowską organizacją zapewniająca stały dostęp emocji albo stawiasz na rzetelną rekonstrukcję. Inaczej wylatujesz z obiegu. Chyba, że masz znajomości wśród urzędników, którzy bez mrugnięcia okiem wydadzą publiczne pieniądze, byle sobie w CV wpisać czego to nie zorganizowali. Aczkolwiek generalnie liczba osób, które chcą oglądać walki w spowolnionym tempie w mordorowych zbrojach maleje. Naturalnym następstwem tego jest zmniejszony strumień PLN płynący do bractwa. A więc z własnej kieszeni trzeba więcej wyciągnąć, co w naszych warunkach polityczno-ekonomicznych wykończyło już niejedną grupę.

Ludzie głupi nie są i potrafią kalkulować. Jeśli nic ciebie nie trzyma przy rycerzowaniu, a do tego musisz ciągle kłaść niemały hajs na szpej czy chociażby dojazdy, to po cholerę to robić? Żeby się uchlać nie musisz jechać kilkadziesiąt/set kilometrów i przebierać w mediewalne ciuszki.


Do wyjałowienia rekonstrukcji z frajdy sporo dołożyli sami rekonstruktorzy. Od czasów Pierwszej Wojny z Mrokiem skutecznie tępiono wszelkie przejawy wyobraźni. Rekonstrukcja wyłącznie kultury materialnej, przeszukiwanie grubych tomiszczy oraz paradowanie dwa razy w roku w ręcznie szytych ciuszkach, picie lagera z glinianych kubeczków i weekend na totalnym wypizdowie - to miał być ubaw po pachy. Nie był.

Wszystko miało się odbywać zgodnie z prawilną wersją panującą w danym czasie. Wszelkie odstępstwa trzeba było udowadniać albo zostało się okrzykniętym mrokiem. Bywało, że i mimo dowodów zostawało się mrokiem, bo nie pasowały one do oficjalnej doktryny. Inkwizytorzy jednej publikacji nie spali i pod płaszczem głębokiej nocy polowali na mroków. Możecie o tym poczytać w archiwum FREHA. Rozrywka przednia :)

Może to brzmieć trochę jak powieść z alternatywnego świata ale naprawdę bywało, że poziom absurdu doganiał Monty Pythona. Niestety było to na tyle skuteczne, że do dzisiaj w pewnych kręgach lepiej nie wymawiać słowa "klimat", “bractwo” czy "ruch rycerski". Bo to mrok i ktoś używający tych słów jest z automatu podejrzanym. To tak jakby puścić głośnego bąka przy obiedzie. Sam pamiętam takie sytuacje, że wypowiedziało się słowo klucz i nagle jakby temperatura obniżyła się o kilkanaście stopni.

Tępione były wszystkie historyczne tytuły - komesowie, kasztelanowie, mistrzowie, hetmanowie - oraz nazwy. Nie można się było nazywać "Bractwo Rycerskie Czegośtam", bo siara. Modne było GRH - Grupa Rekonstrukcji Historycznej albo najlepiej jakiś projekt. Na imprezach byli szeryfowie, którzy pilnowali aby nikt nie rozmawiał o jakiś niehistorycznych tematach. Jak ktoś trochę przyaktorzył, pojechał sienkiwiczyzną albo zagrał współczesną melodię był - w najlepszym wypadku - obrzucony morderczymi spojrzeniami. W najgorszym był wyzywany od mroków i larpów. A LARP jest dla rekonstruktora tym czym dla gracza paintball’owego ASG - zabawą dobrą dla dzieci, na plastikową broń.

Zawsze nawet największy ultras zawsze będzie - przynajmniej w części - mroczny oraz wywodzi się z Ruchu Rycerskiego. Choćby niewiadomo jak się zaparł. Żeby się odciąć od tego ostatnio używa się nawet zamiennie kilku pojęć. Ale jakby tego nie nazwać - wszyscy siedzimy w jednym worku.


Doszło do ciekawego zjawiska. Dokonano zamachu na wartość, która stworzyła cały Ruch Rycerski oraz jego ogromną popularność. Na dobrą zabawę. Ważniejsze było lansowanie się nowym szpejem, szpanowanie wiedzą i udowodnianie jakim się to jest autorytetem. I tak rewolucja zaczęła pożerać własnych ojców.

Młodsi wiekiem bądź stażem rekonstruktorzy może zastanawiali się dlaczego w scenie reko panuje taka specyficzna atmosfera. Mam nadzieję, że ten tekst przybliży genezę tego zjawiska. Obecna sytuacja jest właśnie wynikiem Pierwszej Wojny z Mrokiem. Mojej grupie na szczęście udało się uniknąć całego tego szitsztormu i cały czas świetnie się bawiliśmy urządzając epickie akcje. Śmiechu było po pachy i z każdego wyjazdu zostało mnóstwo pozytywnych wspomnień. Ale nie każdy miał tyle szczęścia.

Obserwuję, że świadomość utknięcia w miejscu dociera do coraz większej ilości osób. Sporo osób bezradnie rozkłada ręce nie wiedząc jak temu zaradzić albo nie mogąc się przebić przez beton środowiska. Przynajmniej mają świadomość, że coś jest nie tak. Ale na szczęście są ludzie, którzy znaleźli ratunek. Jest więcej imprez fabularyzowanych. Znowu zaczyna się mówić o klimacie, a rekoni już nie chcą siedzieć całego weekendu popijając piwa w oczekiwaniu na inscenizację.

W mojej ocenie imprezy rycerskie będą zmierzać w kierunku znienawidzonego przez rekonstruktorów LARPu. Te światy są bliżej niż ich fanboy’owie są w stanie przyznać. Alternatywnych imprez będzie coraz więcej i ich stopień zorganizowanie będzie się rozwijał. Już niedługo na porządku dziennym będą imprezy, w których przez 24h jest coś do roboty, a rozwój sytuacji będzie zależał wyłącznie od inwencji uczestników. Dojdzie do epickich akcji, które dostarczą również wielu ciekawych doświadczeń z dziedziny taktyki oraz nieinscenizowanych walk mas. W grę wejdą dworskie intrygi i starcia między "ważnymi" (zresztą już w pewnych kręgach tak jest). Wyłonią się nowi liderzy, którzy będą potrafili zarządzać armiami, pojawią się specjaliści od zaopatrzenia, polowi rzemieślnicy. Markietanki nie będą już tylko “paniami od wody”.

Jednym zdaniem - będzie się działo. I ja już nie mogę się doczekać. A jeżeli ktoś nie jest w stanie przełamać się do takiej formy zabawy, uznając że to syf i mrok to będzie tkwił w swoim reko-bagienku aż odkryje, że rekonstrukcja kultury materialnej prędzej czy później się kończy, a wymienianie detali w sprzęcie wcale nie jest takie atrakcyjne. No chyba, że prędzej się znudzi całym tym hobby i rzuci je w cholerę.

6 komentarzy:

  1. Nie zgadzam się z tym artykułem, Obecnie modne są wyprawy rekonstrukcyjne, czyli testowanie jak w średniowieczu ludzie podróżowali. Organizuje się warsztaty średniowieczne dla odtwórców. Zaprasza się ludzi do średniowiecznych grodzisk, gdzie bez publiki mogą się bawić na historyczny sposób. Nie uważam, że larpowe przedstawienia zastąpią nam imprezy rekonstrukcyjne. Oczywiście są ludzie znudzeni tym hobby. Ktoś odchodzi i ktoś przychodzi nowy to normalne. Obecnie młodzi ludzie są bardziej tolerancyjni niż starsze pokolenie. Mamy różne grupy hobbystów : bohurtowcy, archeolodzy doświadczalni, larpowcy w klimatach średniowiecznych, internetowi rycerze, towarzysze konni itd. Grupy te żyją swoim życiem i ich różnorodność rośnie. Nie ma już jednej nadrzędnej organizacji i jednego forum (FREHA). Liczba imprez i festynów z roku na rok rośnie, rosną też wymagania publiczności, gdyż jest z czego wybierać. Imprezy fabularyzowane będą się też rozwijać, ale nie ograniczy to wymagań historycznych i nie stworzymy z tego larpu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owe wyprawy zaliczam do wykrystalizowanego nurtu rekonstrukcji, który jest świadomy swego celu. Podobnie jak grupy hobbystów, które wymieniłeś. Ich problem dotyczy w dużo mniejszym stopniu niż osoby, które do żadnych z tych grup nie przynależą.

      Rozwiając myśl - nie uważam, że dojdzie do przemieniania rekonstrukcji w larp z poprawkami na stroje i uzbrojenie. Nie zajdzie to aż tak daleko, po prostu niektóre elementy z larpów zostaną zaadaptowane -> choć precyzyjniejszym okresleniem tutaj byłoby "przywrócone".

      Usuń
  2. Ja natomiast zgadzam się z tym artykułem ;) jak to kiedyś stwierdzili moi znajomi rekonstruktorzy ACW ze stanów: każde reko to larp ale nie każdy larp to rekonstrukcja, to twierdzenie ma sens bo nawet najwięksi ultrasi mają nie historyczne pląby w zębach w związku z czym nigdy nie będą w 100% koszer. Oczywiście takie stwierdzenie jest mocno naciagane, a im raczej chodziło o to by się nie na stawiać negatywnie do idei larpów która może zostać w reko bardzo dobrze wykorzystana jeżeli tylko przestanie się utożsamiać larpa że złem czyli gośćmi bięgającymi w śmiesznych mroko strojach po lesie. Mi osobiście brakuje na ten moment nie tylko w średniowieczu ale i w innych epokach takiego głębszego "klimatu" poza bitwą lub centralnymi punktami imprezy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli zamienimy słowo LARP na Impreza Reko fabularna to część ludzi ze środowiska przyjmie to ze spokojem. Generalnie chciałbym rozgraniczyć 2 typy modnych obecnie w ruchu rycerskim i nierycerskim imprez:

    1) Imprezy fabularyzowane - ala LARP, gdzie odgrywamy, jak aktorzy pewne postacie (rycerza, księżniczki, dwórki, pocztowego, służby itp.). Wymaga to dużej kultury osobistej od "Panów" i odporności psychicznej od "służby". Mamy jakąś fabułę i na pewno nie jest nudno.

    2) rekonstrukcja eksperymentalna, gdzie próbuje się działać tak jak w średniowieczu z ciekawości jak się to kiedyś robiło.Czy to trudne tak ugotować, jak wtedy? tak uszyć? Czy wygodnie było im w tej wełnie? W takich butach? Organizuje się wyprawy, aby miło spędzić czas oraz przetestować spanie pod lnianą płachtą, wytrzymałość i użyteczność strojów, butów itd. Organizuje się warsztaty rzemieślnicze dla zainteresowanych... Tutaj nikogo nie udajemy- jesteśmy sobą.

    Oba światy są zamknięte na turystów, ale nie przenikają się. Z drugiej strony trend zamykania się na turystów, bo "nie będziemy robić za małpy w cyrku" tak obecnie popularny psuje wizerunek ruchu rycerskiego. Mamy masę imprez w Polsce i masę mroku, który to mrok zacznie królować na imprezach otwartych dla publiki, a rzeczy wartościowe zostają ukryte przed jej okiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym zamknięciem archeologii eksperymentalnej się nie zgodzę. Niemal na każdej imprezie jest jakiś rzemieślnik prezentujący publiczności metody wytwarzania różnych przedmiotów w dawnych epokach. Są nawet imprezy poświęcone wyłącznie temu, tak jak ta organizowana w zeszły weekend w Gdańsku przez MAG.

      Problemem marketingu rekonstrukcji jest to, że większość inscenizacji organizowana w naszym kraju jest na skandalicznych (albo przynajmniej słabych) warunkach dla rzetelnych rekonstruktorów. Bo jakość wymaga ceny. Poruszałem problem we wpisie pt. "Kiełbasiani Rycerze".

      Usuń
  4. Nie rozumiem artykułu? Przecież reko to dopełnienie zainteresowania historią. Nie tylko czytasz, ale i robisz, robisz, to co przeczytałeś. Czyż jest coś bardziej elektryzującego? Czy są tylko bohurty? Czy są tylko inscenizacje? No Panie Macieju, reko nie ogranicza się do "robienia mieczem" i pokazów dla ludzi popijających piwo!

    OdpowiedzUsuń