czwartek, 11 czerwca 2015

Szermierka jest wspaniała!

Ostatnio psioczyłem na szermierkę, że nudna i bezsensowna. Dzisiaj będzie lukrowo z nutką wazeliny. Bo szermierka to wspaniały sport przecież. Nie, nie uderzyłem się w głowę, ani nie postradałem zmysłów. Po prostu sęk w tym, że szermierka szermierce nierówna, dlatego dzisiaj będzie o esencji tego sportu.

Zdjęcie: Fechtschule Gdańsk. Podrzucił Jan Chodkiewicz


Jakiś czas temu kubeł pomyjów (zasłużony!) wylałem na szermierkę sportową, która jest spaczoną wersją szermierki klasycznej - z braku lepszego określenia. Jeśli ktoś nie jest w temacie to powiem szybko czym się różnią obie formy. Klasyczna to taka, w której trzeba trafić przeciwnika i samemu nie zostać trafionym. Sportowa polega na uderzeniu nim zrobi to przeciwnik, choćby o ułamek sekundy szybciej. A teraz na przykładzie z życia wziętym wytłumaczę wam dlaczego szermierka to najwspanialszy ze sportów.

Fechtunek to zajęcie dla każdego. Gruby, chudy, wysoki czy niski. Nerd czy mięśniak. Każdy ma szansę na sukces. Jest to jedyny sport, w którym można obejść wszystkie swoje niedoskonałości, zarówno ciała jak i ducha. Ale o co chodzi? W innych sportach zawodnicy są ograniczeni swoim ciałem. Po osiągnięciu pewnego poziomu nie da się dalej rozwijać. Co gorsza, po kilku latach następuje nieodwracalny i postępujący regres. I nic z tym nie zrobisz. Takie jest życie. Szermierka stanowi tu wyjątek. Dziadek może pokonać młodzieńca.

Dlaczego to możliwe? Bo oprócz samego przygotowania ciała (które swoją drogą jest bardzo ważne) liczy się jeszcze element psychiczny. Zaliczają się do niego inteligencja, kreatywność czy choćby taktyka. To ostatnie, wbrew pozorom, nawet w pojedynku jest bardzo ważne.

Posunę się nawet do stwierdzenia, że element duchowy jest ważniejszy niż fizyczny, gdyż szermierka to sztuka. Nigdy nie nauczysz się jej w całości i zawsze będzie można wymyślić coś nowego. Albo podać w zupełnie nowej odsłonie. Ogranicza ją tylko ludzka kreatywność.

2.jpg
Na zdjęciu: Peter Smallridge oraz Rafał Czupryński. Podesłał Kuba Potocki

Jak zwykle na moim blogu - nie znajdziejsz tutaj ściemy wyssanej z palca. Wszystko jest oparte na faktach. Każdy przykład - tak jak i ten jest oparty na faktach. Standardowo nie będę pisał dokładnie o kogo chodzi, ale obyci w klimacie pewno się domyślą. Pewien Pan - nazwijmy go sobie Rośćmir - jest mężczyzną już nieco starszym. Powiedzmy, że ma pięćdziesiąt lat. Jest średniego wzrostu, misiowatej postury, łysiejący. Gdyby miał wąsa wyglądałby jak typowy stoczniowiec. Jest bardzo wesoły, sympatyczny i otwarty, o czym świadczy fakt, że w takim zaawansowanym wieku zainteresował się DESW. Bo sztukę tę ćwiczy od niedawna.

Z drugiej strony stoi, powiedzmy sobie, Paszko. Typowy łowca medali, turniejowy zabijaka. Ma około trzydziestu lat i większość swego życia trenuje szermierkę w różnych formach. Zdobył wiele tytułów i wiele pucharów, a impreza bez podium to impreza nieudana. Paszko jest znakomicie przygotowany kondycyjnie i technicznie, ma ogromne doświadczenie i jest profesjonalistą w swoim fachu.

I teraz, jeśli obu tych panów ustawimy przeciw sobie, damy miecze i każemy walczyć to wiadomo jak się musi skończyć - Paszko musi sromotnie stłuc Rośćmira. Nie ma prawa przegrać gdyż we wszystkim wyprzedza swojego rywala. Panowie się nie znają. Pierwszy raz w życiu się spotykają - i to od razu w szrankach. Paszko jest obyty w towarzystwie, bo udziela się od lat. Rośćmir jest nowy, więc nie zna nikogo i o nikim nic nie wie. Zatem nie ma pojęcia z kim przyszło mu walczyć.

1.jpg
Zdjęcie: Rebellium - Grupa Walki Dawnej. Walczą: Patryk Pilas i Piotr Tołkin
Podkreślę jeszcze raz. Ten pojedynek miał miejsce naprawdę. Może lekko conieco naciągam, żeby było ciekawiej ;-) Konwencja była taka, że w pierwszej fazie zawodów walczący mieli wyzywać siebie na walkę, każdy wg własnego uznania i dostępności konkurenta. Paszko miał prawo wyboru i postawił na Rośćmira, bo uznał że to będzie dobry przeciwnik na rozgrzewkę. Wybór typowego sportowca - wymagających zawodników omija we wstępnej fazie, pozwalając im siebie nawzajem wyeliminować. Przewidywalne to, więc decyzja nie zdziwiła nikogo. Walka zapowiadała się krótka i nudna.

Szermierze ustawili się na planszy. Oddali sobie salut i na komendę ruszyli. Trzask-trzask-bum. Rośćmir zdobył pierwszy punkt. Szczęście nowicjusza - powiesz - często się zdarza. Rozejście do narożników, komenda na start. Drugie skrzyżowanie mieczy równie szybkie jak pierwsze. Ciach-ciach-bum. Drugi punkt zdobyty. Paszko robi się nerwowy, jeszcze jeden punkt i odpadnie z turnieju w pierwszej walce. I to z jakimś nowicjuszem. Na sali robi się cicho, wszelkie rozmowy zamierają. Cała sala skupia uwagę na walce. Pada komenda i szermierze ruszają. Tym razem Paszko zmienia taktykę, trzyma dystans. Krótka wymiana ciosów, jednak bez efektu. Walczący rozchodzą się i krążą wokół siebie. Miecze się krzyżują ponownie, jednak obaj znaleźli otwarcie w gardzie przeciwnika i trafiają. Sędzia odczytuje dubel, czyli trafienie obopólne. Oznacza to, że żaden z nich nie otrzymuje punktu, a walka zostanie powtórzona. To ważna informacja dla Paszka - został trafiony po raz kolejny, co nie oznacza nic dobrego. Chociaż tym razem sam też w końcu trafił. Presja rośnie, zwłaszcza że każda żywa istota na sali skupia uwagę na tej walce. Sędzia krzyczy "walcz!" i ruszają do ostatniego starcia. Miecze śmigają dłużej niż zwykle, jednak Paszko bardzo ostrożnie trzyma przeciwnika na dystans. Nie stać go na ryzyko, jednak w inny sposób nie ma szans zdobycia punktu. Po prostu nie da się na Roścmirze zdobyć "łatwych punktów", gdyż ten nie popełnia błędów nowicjuszy. Czas leci, presja rośnie, a walka tym stylem prowadzi donikąd. Nie ma wyjścia - trzeba zaryzykować. Paszko przejmuje inicjatywę i naciera agresywnie na przeciwnika. Trzask-trzask-ciach-ciach-bum. Trzeci punkt dla Rośćmira. Koniec walki. Paszko odpada.

Szok, sensacja, niedowierzanie i euforia wypełniają salę. Niektórzy strzelają karpia. Stało się niemożliwe. Rośćmir nie jest do końca świadomy co się stało. Jego zdaniem wygrał po prostu walkę, a zapanowała atmosfera jakby zdobył olimpijski medal. Zapytany potem jak to zrobił, odpowiedział że "po prostu nie wiedziałem, że powinienem przegrać". Zresztą - żeby nie było - to nie jego ostatnia zwycięska walka na tym turnieju. Szczęście nowicjusza trzeba wykluczyć, bo nasz bohater doszedł do finałów i stanął na podium. Niestety nie pamiętam z jaką lokatą.

3.jpg
Na zdjęciu: Krzysztof Kozak i Adrian Merka. W tle Bartosz Starko - autor zdjęcia. ARMA-PL Bielsko-Biała

W żadnym innym sporcie coś takiego nie byłoby możliwe. Paszko miał przewagę we wszystkim. Nieporównywalnie większe doświadczenie, lepsze przygotowanie fizyczne, dużo głębszą wiedzę, posiadał szerszy repertuar zagrań. Musiał wygrać. Dlaczego tak się nie stało?

Do jego zguby przyczyniła się na pewno nadmierna pewność siebie, czy wręcz arogancja. Jednak główną przyczyną była postawa Rośćmira, który posiadał tylko jedną przewagę. Uważaną w innych sportach za wadę. Mianowicie był starszy, czyli bardziej doświadczony życiowo. Podszedł do szermierki bardzo racjonalnie, czyli minimalistycznie. Wyszedł z założenia, że skupi się na tym co potrafi i co u niego "działa". Wykluczył wszelkie zbędne ryzyko i eksperymenty. Również zrezygnował ze skomplikowanych technik - postawił tylko na te najprostsze. Uznał, że najlepszym sposobem uniknięcia trafień to po prostu nie robienie głupich błędów.

Moim zdaniem ten przykład bardzo dobrze pokazuje na czym polega duch DESW. Nasi przodkowie osiągnęli doskonałość w prostej skuteczności walki. I choć istnieją skomplikowane techniki, zwane nie bez przyczyny mistrzowskimi, to są one zarezerwowane dla nielicznych, którzy opanowali do perfekcji podstawy. Resztę pięknie sprowadza do parkietu.

I właśnie takim chodzącym awatarem ducha DESW jest dla mnie Rośćmir. Kwintesencja śmiertelnej skuteczności i zarazem maksymalnej prostoty. Poznanie siebie i dopasowanie swoich możliwości do aktualnej sytuacji. Triumf umysłu nad ciałem. Rzecz możliwa do osiągnięcia tylko w szermierce. I to dlatego szermierka jest najwspanialszym ze sportów.

5.JPG
Nordfecht 2015. Nadesłała Gosia Cieleń.

2 komentarze:

  1. W moim doświadczeniu nastawienie do walki to jest zupełny klucz. Jeśli ktoś raz uwierzył, że musi przegrać, to na pewno przegra. Podobnie jeśli ktoś uwierzył, że nie może przegrać, to ma spore szanse na rozczarowanie :)

    Walczyłem raz z jednym człowiekiem, który górował nade mną absolutnie we wszystkim. Jakieś chore wypady, które trafiały mnie, zanim zauważyłem, że on się rusza. Ale w naszej pierwszej w ogóle walce zlekceważył mnie i dostał pięknie osadzone pchnięcie w splot słoneczny. Nigdy więcej nie udało mi się z nim coś takiego, ale tym sie pocieszam - w pierwszej walce go zabiłem i reszta sie nie liczy :)

    OdpowiedzUsuń