wtorek, 11 listopada 2014

Dlaczego tak mało wpisów?

To pytanie, które zapewne wiele moich kolegów-blogerów słyszy regularnie. Inne Kominki czy Korwiny to mają po kilka wpisów dziennie/tygodniowo, a ty co? Raz na miesiąc trzy zdania wrzucisz. Normalnie żal.pl. Do tego jaki badziewny szablon, nieczytelna czcionka i brak wyskakujących elementów flash'owych i w ogóle żenua...


A tak serio, to dzisiaj pozwolę przybliżyć czytelnikom jak wygląda proces tworzenia wpisu (przynajmniej u mnie). Na koniec trochę hejtu o błędach popełnianych przez blogerów. Także wpis nieco poza tematem, ale czasem dobrze wrzucić jakiś przerywnik, co nie?



Blog?


Zacznę od początku. Po co w ogóle zacząłem pisać? Powód banalny - po prostu lubię. Uważam, że jakoś tam sobie w tej kwestii radzę warsztatowo (szumnie rzecz nazywając).

Dwa - dużo czytam. Książki, artykuły, blogi. Na różne tematy. Powiedzmy sobie, że około połowy to zaledwie rzeczy "rekonstrukcyjne" (w rozumieniu luźnym, czyli wszelkie historyczne rzeczy, archeologiczne, szermiercze, konne i takie tam). Inne rzeczy to głównie wszelkiego rodzaju wiedzy: przyrodniczej (wiedzieliście, ze Płetwal Błękitny ma język wielkości "małego fiata"?), IT (tylko wyjęcie baterii telefonu gwarantuje, że nie będziecie podsłuchiwani), politycznej (Janusz herbu Korwin Mikke od lat prowadzi fundacje pomagającą osobom niepełnosprawnym, a jest uważany za faszystę), prawnej (administrator forum internetowego nie ma obowiązku do jego moderowania i usuwania wpisów - z drobnymi wyjątkami), ekonomiczna (najprostsza ustawa podatkowa liczy sobie ponad 900 stron) oraz z innych dziedzin. Poza tym wchodzę na strony niekoniecznie powiązane z wiedzą, czyli czysto rozrywkowe czy choćby popularnie zwane "life-style". Z racji tego, że dużo tego przechodzi przez mój umysł to większość siłą rzeczy gdzieś ucieka. Dlatego pisząc utrwalam sobie ten fragment wiedzy, który chciałbym zapamiętać. Krótko mówiąc, poprzez pisanie uczę się.

Trzeci powód jest taki, że chciałbym użyczyć swojej wiedzy innym, którzy nie mają sposobności czy ochoty do jej zdobywania wertując grube książki, a chcieliby ją w jakoś pogłębić. I w ten sposób dołożyć małą cegiełkę do rozwoju Ruchu Rycerskiego w Polsce, walcząc z głupimi mitami czy krytykując złe nawyki.

Oczywiście powodów może być tysiąc i nie w sposób ich wymienić. Tutaj są moje i koleżanki / koledzy blogować mogą z zupełnie innych przyczyn. W każdym razie jedno co nas łączy - piszemy dla czytelników. Jeśli ktoś twierdzi, że pisze dla siebie to kłamie. Albo szybko skończy swoją przygodę z pisaniem. Dlatego jeśli uważacie, że jakiś wpis był ciekawy albo blog generalnie jest warty ponownego odwiedzenia to dajcie odzew. Komcie, lajki, szery, suby. Powód być może zabrzmi banalnie, ale to naprawdę motywuje do pisania.

Jak powstaje wpis?


Najpierw trzeba wpaść na pomysł o czym chce się pisać. To raczej nie jest problem. Tematów nie brakuje, bo na chwilę obecną mam spokojnie stówkę w zanadrzu, jakieś 70 wersji roboczych (w różnym stanie zaawansowania). Gorszą sprawą jest brak weny. Bo nawet najlepszy pomysł można spartolić gdy się nie ma pomysłu na przedstawienie go. A wena jest dziwką.

Istotnym problemem jest tutaj ilość czasu. Żeby przygotować jakiś konkretniejszy wpis (który i tak przeczytacie w piętnaście minut) potrzeba kilku godziny pracy. Najżmudniejsze jest szukanie źródeł. Ale tu można nieco oszukać, przynajmniej ja tak robię. Mam jakiś temat w szkicu i tylko dodaję źródła jak znajdę coś pasującego przy okazji innych rzeczy. Jak się uzbiera to robię wpis. W każdym razie szukanie informacji specjalnie pod temat potrafi zając sporo czasu. Do tego wyszukiwanie rycin, sporządzenie grafiki i innych pierdołek.

Sporo może zająć wykańczanie wpisu. Jak notka jest już teoretycznie skończona to jeszcze raz ją czytam, na podglądzie bloga. Sprawdzam błędy - literówki, styl, interpunkcję i inne. Warto nieco czasu poświęcić i zerknąć czy nie nadużywa się jakiś fraz. Paralere należy zmieniać, bo fatalnie wyglądają i świadczą o tym, że autor nie czytał gotowego tekstu przed publikacją. Czyli amatorka.

Czasem po sporządzeniu artykułu czuje się, że coś nie gra. Niby wszystko fajnie, ale jakoś nie pasuje. Praktyka pokazała mi, że dobrze dać sobie czas (a jako bloger mam ten komfort) zamiast publikować na siłę. Dobry tekst jak dobre wino - trochę musi poleżakować. Oderwanie umysłu od tematu dobrze robi. Pozwala wyrwać się z pewnego rodzaju rutyny i spojrzeć na to z boku, inną perspektywą. Dzięki takiemu zabiegowi zdecydowanie polepsza się jakość. 

Czemu tak mało wpisów?


Odpowiadając na tytułowe pytanie - mała ilość publikacji u mnie (jak i zapewne u koleżanek / kolegów blogerów) wynika z notorycznego braku czasu. Samo uczestnictwo w Ruchu Rycerskim i zajęcia z nim związane pochłaniają go sporo - treningi, szycie, wyjazdy, spotkania itd. Do tego każdy ma swoje życie i swoje sprawy, pracę oraz inne pasje. Na pisanie zostaje niewiele. Poza tym pisanie tekstów "z czapy" tutaj nie wchodzi w rachubę. Nijak naskrobiesz coś na Putina czy nowym stanowisku Tuska. Ani o żadnym chwytliwym temacie. Małe jest pole do popisu jeśli chodzi o naskrobanie czegoś w międzyczasie.

Inną sprawą jest, że wszyscy wybraliśmy sobie ten trudny los. Rekonstrukcje historyczne to bardzo hermetyczna dziedzina, która poza maniakami raczej mało kogo obchodzi. Nawet większość osób jeżdżących na imprezy historyczne nie ma pojęcia na czym polega rekonstrukcja i czym się to różni od festynowania za kiełbaskę i piwo. Przecież są panami rycerzami, więc muszą być rekonstruktorami, prawda? Jednak najgorsze w tym jest, że dociekanie jak wyglądało życie w średniowieczu (choćby wybiórcze aspekty) wcale ich nie interesuje. Takie osoby zdecydowanie nie są zainteresowane blogami. Dla nich równie dobrze moglibyśmy pisać o fizyce molekularnej.

Małe grono odbiorców to mała popularność. Czyli mniejsza motywacja do pisania, również materialna (o czym niżej). Oczywiście nikt z nas (raczej) nie nastawiał się zakładając bloga na częste bywanie na czerwonych dywanach, tłumy wszędobylskich papparazi i uścisk dłoni prezydenta. Ale to trochę zamknięte kółko, więc nie ma co tu drążyć sprawy. Ktoś mógłby powiedzieć - "było sobie wybrać inną tematykę". I te słowa chyba najlepiej podsumowują sytuację. Sami dokonaliśmy wyboru.

Również mała popularność blogosfery jako takiej w naszym kraju ma tu wpływ. Blogi większości się kojarzą z czasami szkolnymi i modą na posiadanie blogaska oraz pisaniem co się dzisiaj robiło czy zjadło na obiad. Dla swoich psiapsiół, by być in tacz. Czasy te minęły dawno temu, a większość takich "blogerów" przeniosło się na inne social media. Niemniej często blogi kojarzą się z czymś mało poważnym, niewartym uwagi.

Sytuacja się zmieniła w naszym kraju. Blogerzy zaczęli się przebijać. Niektórzy są znanymi markami na rynku i zmieniły swoje hobby w zawód. Hajs z reklam, współprace z poważnymi firmami, lokowanie produktów, wpisy dedykowane. To już się dzieje i to w Polsce, więc jeśli nie jesteście na bieżąco to polecam zapoznać się z tematem. Zwłaszcza gdy prowadzisz bloga. Nie ukrywam, że gdybym miał komfort życia z bloga to chętnie bym skorzystał. Myślę, że mam pomysły na ciekawe tematy i kilka eksperymentów chciałbym przeprowadzić.

Ale to sfera marzeń, bo kto miałby się zareklamować na blogu rekonstrukcyjnym? Producenci samochodów? Sklepy RTV i AGD? Banki? Viagra? Rozumiecie o co chodzi, tematyka bloga jest nijak powiązana z zapotrzebowaniem reklamodawców. Chyba nie muszę dodawać, że stawki za reklamę u nas są i tak śmieszne w porównaniu z innymi krajami, bo tak ze wszystkim jest. To może chętni na ogłoszenie będą poważni rzemieślnicy ze środowiska? Oni raczej nie potrzebują reklamy, a terminy często mają na kolejny rok. Także na profesjonalizację tego kawałka sceny blogowej nie ma zbytnio co liczyć, chociaż zdarzają się ludzie piszący ściśle specjalistycznie i poczytnie zarazem. W każdym razie ja staram się pisać w sposób przystępny dla laików (co zapewne niektórych starych wyjadaczy drażni). Ale czy mi to wychodzi - to już pytanie do was.

Podsumowując. Notki potrzebują sporego zaplecza czasowego, gdyż do każdej trzeba się odpowiednio przygotować. Niby można pisać z głowy (przykładowo ta notka tak powstała), ale wtedy takie wpisy są uznawane za nierzetelne albo mało ciekawe. Jest raczej mała motywacja do pisania, bo ani hajs ani fejm, a i często ktoś się przyczepi.

Dodatek specjalny


Mój blog moją twierdzą i mogę pisać co chcę, jak chcę. Niby tak, ale bez czytelników nie ma bloga. Dlatego warto wyjść im na przeciw i ułatwić korzystanie z naszej stronki. No a jeśli nie to przynajmniej nie utrudniać!

Niestety, chyba nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Nie będę tutaj konkretnie wskazywał paluchami, bo nie chodzi o to, żeby komuś dowalić. Po prostu prawdopodobnie część blogerów nie zdaje sobie sprawy z takich szczegółów. Może któryś z nich mnie czyta i stwierdzi, że faktycznie można to i owo zmienić. Co być może pozwoli zwiększyć grono odbiorców.

Pierwsze i najważniejsze - wpisy pojawiają się od święta. Zasada jest prosta - nie piszesz to nikt nie czyta. Ciężko wyrobić sobie stałe grono odbiorców, jeśli nie mają oni po co wchodzić na bloga. Im więcej się dzieje tym lepiej, niestety zazwyczaj jest krucho. Jestem prawdopodobnie jedynym blogerem poruszającym się w tej tematyce, który regularnie coś wrzuca na bloga. Przyjąłem zasadę co namniej trzech wpisów tygodniowo i trzymanie się jej idzie mi całkiem nieźle. Patrząc po "konkurencji" - jeśli jest coś raz na miesiąc to jest dobrze. Gdyby nie czytniki RSS (nadal u nas mało popularne) to pewno i ja bym nie subskrybował wielu blogów. Bo nie mam czasu na robienie obchodów czy ktoś może coś napisał.

Odbija się to również na małą liczbę stałych odbiorców. Co z tego, że ktoś trafił na fajne miejsce, gdzie są jakieś ciekawe artykuły, skoro w pół godziny przeczyta całe archiwum. Przygoda na raz, a potem sorry-Batory. Wchodząc na bloga od razu poznasz po ilości tekstów w danym miesiącu - np. styczeń (2), luty (1), marzec (1), itd. Szybciej się to przejrzy na podglądzie całego bloga niż wertując po miesiącach w archiwum...

Druga rzecz, niby mniej poważna niż pierwsza - ale za to o całe niebo bardziej irytująca - pisanie biało na czarnym. Ja wiem, że klimat i w ogóle ładnie to wygląda. Ale na miłość boską, zlitujcie się nad swoimi czytelnikami sadyści jedni. Świat nie jest dostosowany do takich stron i nie chce ich oglądać. To relikt dawnej epoki internetu. A czego się czepiam (jeśli ktoś nadal nie rozumie)? Wchodzisz na pocztę - czarne na białym, facebooka - czarne na białym, tweetera - czarne na białym, youtube - czarne na białym, wiadomości wszelakie - czarne na białym, instagram - czarne na białym, FREHA - czarne na białym, Kominek - czarne na białym, pudelek - czarne na białym, itp., aż nagle natkniesz się na bloga, który ma odwrócone kolory. Mózg głupieje, wołasz o pomstę do nieba. Przez pół minuty przyzwyczajasz wzrok i walczysz z mroczkami przed oczami, żeby po dwóch minutach (jak już przeczytasz zazwyczaj króciutki wpis) od nowa go przyzywczaić do normalnego trybu.

Reszta to w zasadzie pikuś. Nieprzejrzysty układ. Niedopasowany styl, grafiki, kolory itd. Z bardziej drażniących rzeczy to: - Niezłamane wpisy. Taki bloger publikuje wszystko jak leci na stronie głównej i musisz to przewijać jak debil, żeby dokopać się do czwartego wpisu. - Brak wyszukiwarki na blogu. Niektórzy mają więcej niż przysłowiowe 10 wpisów. I potem weź to znajdź jak potrzebujesz. Jeszcze jak nie ma tagów / etykiet... - Brak podpinania poprzednich części wpisu w wielowątkowych tematach. Drobiazg, co nie? Jednak jak ktoś po roku napisze drugą część tekstu to weź tu szukaj o co chodziło w pierwszej.

To tyle ode mnie na dziś. Jeśli coś was irytuje w moim blogu to nie wahajcie się zostawić komentarz.

2 komentarze:

  1. Z tą częstotliwością wpisów to ciężka sprawa. O ile w moim przypadku zebranie materiału merytorycznego to kwestia paru dni (inne blogi, książki, czasopisma, publikacje internetowe), to opracowanie materiału praktycznego przy którym merytoryczny się powiększa, może zająć miesiąc. Obhaftowanie np. całej kurtki heftem jakobińskim; pitu pitu co to, kiedy takie coś się pojawiło, a jakie nitki, a jak wygląda stokrotka, a jak kapusta- spisane w dzień, no ale na podsumowanie czyli skończenie pracy trzeba czekać. Z taką tuniką z Bocksten dogonię Cię kolego w te 3 dni, ale już z hoppką czy robe obszywanym futrem nie. Opisywanie między czasie jakie dobre tosty jadłam, czy że w ojcowie jest taki a taki historyczny zjazd, nie mieści się w moich ramach tematycznych jakimi jest wytwórstwo (chyba że zrobiłam talerz na którym tosty leżą, lub czepek na wspomniany Ojców). Pozdrawiam z brakiem wyszukiwarki i białymi literkami ;P Dzięki za wpisy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpisy z rękodzieła to zupełnie inna para kaloszy. Wiadomo, że aby taką relację stworzyć to musi najpierw postać ów przedmiot, a to może trwać miesiące. Potem to jeszcze zebrać i opisać...
      Pozdrawiam również :-)

      Usuń