Chociaż lata mijają natura ludzka pozostaje niezmienna. Wielu z was by się zdziwiło jak bardzo podobni do nas byli ludzie 500 czy 1000 lat temu. Niby sprawa jasna, jednak gdy człowiek sobie to uświadamia doznaje pewnego rodzaju szoku. Ale co to ma wspólnego z szermierką? Otóż bardzo dużo...
Georg Paul Hönn o sposobach demaskowania fałszywych mistrzów |
Dzisiaj będzie o hochstaplerach w fachu szermierczym. Specjalistyczna wiedza jest, zazwyczaj, cechą bardzo pożądaną, a ludzie by ją zdobyć są w stanie dać wiele. Tak również było (i ciągle jest) z wiedzą szermierczą, która zarezerwowana była głównie dla najbogatszych. Sam mistrz Liechtenauer nie spisał swojego traktatu, gdyż nie chciał by Sztuka ta trafiła w niepowołane ręce. Swoją wiedzę przekazywał uczniom w postaci rymowanych wersów, których uczyli się na pamięć. To w dużej mierze ogranicza naszą wiedzę na temat "Dziadka", bo to co o nim wiemy pochodzi głównie z relacji właśnie jego studentów.
W każdym razie jego uczniowie - na szczęście - nie mieli takiego radykalnego podejścia do ochrony swojej wiedzy i zdecydowali się zapisać wszystko na kartach swoich traktatów szermierczych. Paradoksalnie jednym z najbardziej znanych jest Talhoffera z 1467 roku. A na czym ów paradoks polega? Otóż... to jest najmniej jasne źródło. Oprócz pięknych rycin doskonale zachowanych jest jeszcze oczywiście tekst. W większości to przedmowa dopisana trzy stulecia później. Zaś oryginalne zapiski są bardzo tajemnicze, pisane swoistym kodem. Bywa, że ograniczają się do jednego słowa. Mimo tego, wiele ludzi garnie się do "robienia Talhoffera" (głównie przez te wspaniałe ryciny) co osobiście uważam za głupotę. Można starać się interpretować o co chodzi i eksperymentować, jednak do tego jest potrzebna duża wiedza i praktyka, dlatego początkującym doradzam obranie dowolnego innego źródła. To lepiej zostawić dla wyjadaczy. Pomijając specjalistyczną wiedzę, z podręcznikami jest ten problem, że po przeczytaniu nawet najlepiej opracowanego to będzie i tak martwa wiedza. Dopiero po przełożeniu jej na praktykę zyskuje ona wartość. Ale zostawmy już problematykę Talhoffera (swoją drogą bardzo ciekawą i godną osobnego wpisu) i przejdźmy do traktatu Hanko Doebringera, który był bezpośrednim spadkobiercą dziedzictwa niemieckiej szkoły fechtunku. To właśnie on pobierał nauki od samego Mistrza i nie uważał popularyzacji wiedzy szermierczej za coś złego. Często dopisywał swoje uwagi i przemyślenia odnośnie technik.
Mimo rozpowszechniania traktatów szermierczych nadal dotarcie do niej stanowił pewien problem. Choć umiejętność czytania była znacznie lepsza niż głoszą obiegowe teorie, wciąż ceny ksiąg były względnie spore. Nie dziwota więc, że na osoby pragnące tej wiedzy czekało wiele dróg "na skróty", które rzeczywiście były faktycznie zwykłymi oszustwami. Już w pierwszych traktatach znajdujemy wzmianki ostrzegające i wyśmiewające powstające jak grzyby po deszczu "szkoły fechtunku", które bardziej przypominały taniec z mieczem niż prawdziwą walkę. Żywcem przypomina to sytuację współczesną - istnieje wiele szkół "sztuk walki", które z walką mają niewiele wspólnego. Za to bazują na mistycyzmie, dowartościowaniu walczących (np. wiele łatwo zdobywalnych poziomów wtajemniczenia, z reguły każdy kolejny związany z dodatkowymi wydatkami) oraz zapewniają niebezpieczne poczucie, że jak coś to przecież umiem się bić. Zwłaszcza to ostatnie może tragicznie się skończyć, jak weekendowy kurs ochrony przed nożownikiem. Przypomina mi to pewien skecz Jima Carrey'a.:
Przy okazji chciałem przypomnieć, że walka bardzo rzadko będzie miała miejsce. Jeśli jedna osoba chce napaść drugą to raczej nie będzie ryzykowała sytuacji, w której dojdzie do "czystej" walki, bo może się zdarzyć, że w jej wyniku przegra. Raczej napaść polega na szybkim i bezpiecznym wyeliminowaniu przeciwnika. Dlatego zapomnijcie o sytuacji, że ktoś napadający was na mieście pozwala wam stoczyć z nim walkę. Całość będzie się rozgrywać w przeciągu kilku sekund i nie będziecie mieli okazji nawet wyciągnąć broń (nawet jeśli byście ją mieli). Wiedzieli o tym i średniowieczni mistrzowie, bo w traktatach nie brakuje zapisów, że "uciec przed dwoma(!) lub trzeba to żadna hańba". Dlatego dziś szybki kurs "jak zdemaskować fałszywego mistrza szermierki" pióra Georga Paula Hönn'a.
Ale chwila. Kim w ogóle był Georg Paul Hönn? Urodzony 12 czerwca 1662 w Norymbergii. Syn radcy miejskiego. Był prawnikiem i popularnym pisarzem, żyjącym w XVII i XVIII wieku. Po latach 1678-80 wyjechał do Altdorf i Groningen na studia prawnicze. Wiele podróżował przez główne kraje Europy. W 1685 roku uzyskał tytuł doktora prawa. Jego książki, w których opisywał jak ludzie są oszukiwani wydawano kilka razy. Pierwsza edycja pochodzi z 1721 roku (wklejony na początku fragment to dodruk z 1753). Zmarł w Coburgu dożywszy 85 lat.
Skoro wiemy już kim ów pan był możemy teraz przejść do meritum. Jak zapisał w swoim dziele:
"Mistrzowie" są oszustami gdy:
- Pozwalają swoim studentom marnować czas na fechtowaniu i tańcu (z bronią) przez długi czas nie dając im dokładych wskazówek.
- Dobierają do pary walczących na nierównym poziomie umiejętności tak, że słabszy naraża się na kompromitację, albo nawet na kontuzję.
- Świadomie dają studentom nieodpowiednie rapiery do rąk, które często pękają przy pierwszym pchnięciu narażając szermierzy na poważne obrażenia oraz koszty odkupienia broni.
- Widząc niebezpieczne sytuacje, zamiast skoczyć między walczących i ich rozdzielić, zezwala na dalszą wymianę, które zazwyczaj kończy się podbitym okiem jednego z walczących.
- Każą nazywać się Klopf- bądź Feder-fechter (tytuły odnoszące się do szermierzy specjalizujących się w walce pokazowej, teatralnej bądź turniejowej) nie rozumiejąc zasad i praw szermierki, a przedstawiają się jako mistrzowie.
- Ogłaszają swoje metody jako najnowsza moda świeżo przywieziona z Paryża, nie bacząc na to, że te same metody są znane w Niemczech od wielu lat.
- Nie chwalą uczniów za poprawne wykonywanie technik, prawidłowe tempo i kontr-tempo oraz inne szermiercze maniery, tylko po to by zostali oni dłużej doskonaląc swoją Sztukę.
- Będąc w teatrze, kiedy grają scenę w komedii czy operze, w obecności znanych osobistości i zagranicznych gości, udają jakoby mieli niefortunny upadek i złamali rękę albo zerwali ścięgno, tak by widzowie mogli okazać dla nich wyrazy współczucia.
- Zachęcają swoich studentów do balowania i zabawy, żeby przy wszelkich możliwych okazjach zwiększyć liczbę swoich uczniów.
Źródła:
talhoffer.wordress.com "1721 How to identify a false fencing master" dostęp: 19.09.2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz