wtorek, 29 marca 2016

Czy mogę jakieś źródło na to?

"Czy mogę jakieś źródło na to?" - hasło klucz w wielu debatach. Swoiste "sprawdzam" jeśli przyjmiemy pokerową terminologię. Zawsze pada gdy ktoś ma podejrzenie, że pieprzysz głupoty. A ja jestem blogerem i mam bibliografię w dupie. I co mi zrobisz?

Źródło? Proszę bardzo

Mam tego dość. Jeszcze roku temu, nawet pół, byłem grzeczny i chciałem pomagać. Ktoś zapyta? Zalinkuję, opiszę, zinterpretuję. Po kolejny głąbie, który mimo tego wszystko i tak na koniec rzuci coś w stylu “łeee ale to można różnie zinterpretować… myślałem o czymś konkretniejszym “. Nie wytrzymałem. To co miałem wrzucić? Selfi Zawiszy Czarnego “takie tam pod Grunwaldem”? I może jeszcze frytki do tego?


Przede wszystkim blog to nie platforma edukacyjna (choć bywa, że wartością merytoryczną mogą reprezentować bardzo wysoki poziom). Nikt nikogo nie zmusi do podawania fachowej literatury, na której się oparł. Wszystko to kwestia wiarygodności. Osobie znanej w środowisku, która od lat udziela się aktywnie będzie wybaczone więcej, niż anonimowemu nowicjuszowi. A poza tym na blogach nie szuka się wiedzy (przynajmniej nie w sensie stricte), bo w tym celu idzie się do biblioteki. Na bloga wchodzicie po opinię. A jaka ta opinia jest to zupełnie inna sprawa.

Zabawne jest, że i tak nikt nie sprawdza podawanej przez blogera wiedzy w wymienionych przezeń pozycjach. Aczkolwiek spróbuj nie podać bibliografii to zaraz ktoś w komentarzu poprosi. Ot przewrotność internetu. Muszę zrobić kiedyś eksperyment, napisać stek bzdur. W bibliografii dam Nadolskiego, Nowakowskiego i dajmy na to Kajzera. Te nazwiska każdy zna, więc nie podpadnie i zapytać będzie głupio, żeby nie wyjść na debila. Ciekawe kto się skapnie :) A prima aprilis już blisko...

W każdym razie jakąś metodą sprawdzenia czy autor rzeczywiście ma pojęcie o czym nabazgrał jest pytanie o źródła. Jeśli artykuł jest wyssany z palca to grafoman będzie się migał od odpowiedzi, rzucał ogólniki i powoływał się na wiedzę ogólną, czy też mądrość ludową. Także pytajcie bez litości. Byle nie mnie.

Znudziło mi się zbawianie rekoświatka. Człowiek siedzi w RR kilkanaście lat, czyta ciągle jakieś prace naukowe, monografie, artykuły od których normalny człowiek dostaje bólu zęba. Gada godzinami z innymi rekonstruktorami zastanawiając się nad jakimś detalem. Konsultuje swoim spostrzeżenia z archeologami. Jeździ po muzeach, trzyma w ręku przedmioty, o których większość rekonstruktorów nawet nie ma pojęcia, że istnieją. A ile gigabajtów ikonografii mam na dysku. Książek nie mam gdzie trzymać w chałupie. Potem na jakieś pytanie odpowiesz i jeb - mogę jakieś źródło? I weź tu teraz sobie przypominaj skąd to wiesz. Grzebiesz godzinami, żeby znaleźć rycinkę, o której dobrze wiesz. Zamknąłeś ją w szufladce “sprawdzone i zweryfikowane”, tylko nie pamiętasz, w której szafce bo masz ich milion. Znajdujesz, wrzucasz i nawet głupiego “dzięki” nie dostaniesz w zamian. Bo to nie tak, bo nie widać, bo różnie można zinterpretować. 

Ale najgorsi są neofici. Bez różnicy czy chodzi o mroka, który nagle dostrzegł ścieżkę prawilnego rekoludka czy o gówniarza, któremu naczelni ultrasi próbowali wytłumaczyć o co chodzi w reko, ale eksperyment poszedł w złą stronę. Kiedyś to się mówiło na takich “syndrom jednego opracowania”, bo przeczytał jedną książkę i na jej podstawie ruszył nawracać świat. Często coś łatwo dostępnego, czyli jakiegoś michałka ze sklepu z tanią książką. Ale to nie jest powiedziane. Bo są i tacy, co przebrnęli przez kilka poważnych pozycji, porobili trochę eksperymentów (wygotowali lnianą szmatę w nasikanym garnku pełnego mchu i jakiś korzonków) i jaśnie oświecony neofita posiadł już całą wiedzę jak to drzewniej wyglądało. Pokażesz takiemu rycinę, która nie pasuje do idei i zaraz się dowiesz, że to niewiarygodne źródło, bo jest tylko jedno i najpewniej “fantazja iluminatora”.

Nie głąbie. Fantazja to jest, ale twoja na temat tego jak życie w średniowieczu wyglądało. To, że czegoś nie wiesz, to nic nie oznacza, ani tym bardziej nie wyznacza. Wielu rzeczy jeszcze nie wiemy o średniowieczu, niektórych nigdy się nie dowiemy. Tym bardziej, że nikt w przeszłości nie martwił się o tworzenie rzeczy pod typologię, żeby za 500 lat było łatwiej komuś ustalić czy ten przedmiot to grupa X rodzina C, czy może jednak grupa C rodzina X. Nie. Ludzie tworzyli przedmioty pod własne potrzeby i według własnej fantazji, mody, albo po prostu “bo tak”. Nie zawsze możliwe jest stworzenie kompleksowej klasyfikacji. 

A jeśli nawet nie fantazja iluminatora, bo pokażesz kilka niezależnych miniatur, to i tak “ikonografia go nie przekonuje, bo on by wolał wykopki”. Albo, że na tej rycinie dokładnie nie widać, bo coś tam zasłania (hehe, jakbym specjalnie nie wybrał akurat tego przedstawienia). W każdym razie wszystko źle. No piorun siarczysty i krew nagła zaleje! 


Doszliśmy do wykopków, czyli znajdek. Chodzi o artefakty. Nie, nie te magiczne +10 do ataku, tylko o przedmioty wykonane dawno temu odkryte dzięki badaniom archeologicznym. Podtrzymuję to co mówiłem. Te wszystkie znaleziska to o kant dupy możecie sobie rozbić. Są gó..uuzik warte. 

Ktoś twierdził kiedyś, że ze średniowiecza to zachowało się ok. 3% rzeczy do dziś (przy okazji poproszę o źródło tej teorii w komentarzu). Jak dla mnie to cholerny optymista był, bo ja bym nawet promila nie obstawił. Ale niech już będzie. 3% to akurat tyle ile wynosi granica błędu statystycznego, czyli dla uwiarygodnienia statystyki zakłada się z różnych przyczyn możliwe odchylenie wyniku o właśnie tą wartość. Wiecie już do czego zmierzam? :)

Tak, chodzi o to, że wszystkie zachowane do dzisiaj przedmioty są zupełnie niemiarodajne jeśli chodzi o ich powszechność w użytkowaniu. Żeby wyciągnąć wnioski na podstawie znalezisk to musiałoby ich być w tysiącach. Tyle nie ma. Także jedynym wnioskiem, który można powiedzieć na podstawie artefaktów to takie, że akurat taki model był. Żeby było śmieszniej spora część przedmiotów uchowanych do dzisiaj to takie, które warto było trzymać. Rzeczy mające nie tylko dużą wartość historyczną, ale również symboliczną, estetyczną czy po prostu materialną. Wyposażenie dworu władców, zbroje najznamienitszych rycerzy, złote dewocjonalia, rzeczy z grobów możnych. Nikomu nie przyszło do głowy by schować starą zbroję na strychu “dla potomnych”. Tak więc ilość artefaktów pomniejszona o tę pulę jest radykalnie mniejsza. Zostało tylko to, co wykopie się z ziemi, czyli w zasadzie nic konkretnego - kilka strzępów szmat i nieco więcej złomu. W tym miejscu pozdrawiam osoby cisnące na odtwarzanie powszechność w średniowieczu głównie na podstawie wyników badań archeologicznych :-)


Dobra, kończę bo robi się zbyt merytorycznie. A miał być sam hejt. Także podsumowując, od dzisiaj mam w nosie wasze jęczenie o źródła. Wrzucę jeżeli uznam za stosowne.

Jeśli piszę, że coś było to znaczy, że to widziałem / czytałem / macałem / lizałem / cokolwiek. Na wszystko co piszę mam potwierdzenia, nie zwykłem kreować historii ani naginać jej do mojej wizji. Będę pisał autorytarnie, choć żaden ze mnie autorytet. Nie chcesz - nie wierz mi. To ty szukasz informacji, a ja muszę poświęcić czas, żeby to odnaleźć. Żeby chociaż ktoś piwo na turnieju postawił.

Chcesz źródeł? Masz ciśnienie? Jesteś przyparty do muru? Pisz. Wskażę gdzie szukać. Jeśli to za mało to wygrzebię źródła, opracuję temat, nawet wpiszę go w kontekst historyczny i podam wszystko na tacy. Za swój czas poświęcony na wykonywanie pracy, która jest mi zupełnie zbędna i przeważnie niespecjalnie atrakcyjna wystawię odpowiednią fakturę. Może wtedy docenisz.

15 komentarzy:

  1. Wybacz, ale jest różnica między źródłem, a opracowaniem...
    Źródło to Thietmar, Swetoniusz, Tacyt, czy Pliniusz,
    a opracowanie to
    Gieysztor Łowmiański, Krawczuk, czy Moszyński...

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że pytanie o źródło jest tak wbudowane w obecny etos reko, że nie ma się co o to obrażać. I bynajmniej nie oznacza ono podejrzenia, że mówiący piedroli od rzeczy. Częściej po prostu chodzi o coś, z czym czytający nigdy się nie zetknął i jest ciekaw podstawy faktograficznej. Masa rekonstruktyzmów przechodzi nietknięta latami, bo nikt nie zapytał o źródło w sprawie "oczywistej".

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się z autorem zgadzam w 100%. Porządnie można się wkurzył jak producent pisze i prosi o źródła "jakiś fajnych kodów i noży" ale w zamian nawet głupiej zniżki na te wyroby nie chce dać....
    A inny przykład, kiedyś poproszono mnie o źródła do tekstu, wskazał em gdzie szukać, ale to nie wystarczyło. Czytelnik studiuje coś innego więc nie ma czasu chodzić do biblioteki i tego szukać, więc oczekiwał że podeślę mu fotografie z konkretnymi fragmentami.
    Przepraszam, ale nie. Nie będę za kogoś szukał i fotografował czegoś co już przeczytałem. Zresztą i tak pewnie nie wiele by skorzystał bo niestety źródła te nie były przetłumaczone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czytelnik studiuje coś innego więc nie ma czasu chodzić do biblioteki i tego szukać" - nawet nie żartuj, że ktoś tak do ciebie napisał... Jakbym zdzielił przez ten głupi łeb...

      Usuń
    2. Nie pisał tego bezpośrednio do mnie, a w jakiejś dyskusji na temat mojego tekstu na fb, natknąłem się na to przypadkowo. Może nie dosłownie tak to brzmiało, ale padło stwierdzenie że studiuje co innego i nie ma czasu chodzić do biblioteki i szukać informacji z tego zakresu...
      Co do zdzielenia... nie znam osobiście więc nawert nie rozważałem takiej opcji. ;)

      A co do faktur dobry pomysł. Rzemieślnik o którym pisałem, chciał zestawienie zdjęć, rysunków, wymiarów, wag i najlepiej jeszcze opisów...

      Usuń
  4. Jestem pod zwykłym wrażeniem, że dalej to ciągniesz. ;) "Proszę podaj źródło" to pół biedy. Ja mam "daj mi wykrój i linka do aukcji z dobrą wełną i lnem na podszewkę". Nie dalej ja trzy dni temu tak mi krew z nosa na facebooku wydusili. Aż się zastanawiam czy to nie była prowokacja i sprawdzanie mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zgodzę się z tym żeby zabytków musiały być tysiące. Archeolodzy na o wiele mniejszych próbach statystycznych wysnuwają bardzo daleko idące wnioski zwłaszcza jesli chodzi o epoki starsze niz średniowiecze. Z postrzeganiem artefaktów juz niestety tak jest ze przyjmuje sie ich obecność jako niezbite źródło bez żadnej refleksji nad tym co działo się z rym przedmiotem przez setki lat :/ Ciśniecie na powszechność na podstawie badań archeologicznych to normalne bo archeolodzy tez tworząc swoją wizje przeszłości na podstawie zabytków określają co było powszechne a co nie... I jakos prawie nikt tego wsród badaczy nie kwestionuje. Należy odróżnić zabytki deponowane celowo jak zawartość grobów czy zbroje po dziadku od przypadkowo stluczonego naczynia czy zgubionego stepionego nóża ktore były po prostu śmieciami ;) a i tak moim zdaniem to wszystko rozbija się o kwestie że archeolodzy nie odnajdują kawałków puzzli. A fakt zebrania ich odpowiedniej ilości nie pokaże nam obrazu przeszłości... Wiec przedstawienie odpowiedniej ilości argumentów i uznanie ich przed odpowiednio duża grupę odbiorców doprowadzi do uznania ich za prawdę. Bo przeciez nikt nie bedzie dyskutował z tym że w średniowieczu ubierano się głównie w wełny a używano w większości naczyń glinianych prawda? PS hejt i tak aż kipi nie wszło tak bardzo merytorycznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby określić prawdziwy stan powszechności trzeba mieć wszystkie przedmioty jakie stworzono w badanym okresie. Inaczej to zawsze mniej lub bardziej prawdopodobne szacunki.

      Usuń
    2. Czyli archeologia nie może określać że coś jest typowe bo ma za mało źródeł? Chcialbym zauważyć że pomimo świadomości o ograniczeniu materiału źródłowego archeologia wypowiada się o tym o typowe i powszechne i jest to ogólnie przyjęte przes środowisko naukowe. Nie widzę w tym problemu bo tworząc takie tezy o powszechności nikt nie rości sobie prawa do prawdy, a wszyscy są świadomi że to tylko szacunki. Tylko odbiorca też musi podchodzić krytycznie, a z tym bywa różnie...

      Usuń
    3. Ja nie należę do grona środowiska naukowego i nie przyjmuję retoryki ani sposobu myślenia tegoż. Dzięki temu mogę rozważać kwestie obrazoburcze z samego założenia dla archeologa czy historyka i samodzielnie dochodzić do różnych wniosków. Dla mnie jest spora różnica między określeniem tego co w średniowieczu było powszechne, a określeniem tego co prawdopodobnie było w średniowieczu powszechne :-) Ze zgrozą oglądam na diskowery programy archeologiczne, gdzie prowadzący z hipotezy (często na siłę wciśniętej) robi prawdę objawioną i głosi jak to drzewniej bywało.

      Staram się trzymać z dala od "środowiska naukowego", gdyż właśnie to odgórne przyjmowanie wszystkiego jak leci prowadzi do tworzenia idiotycznych mitów i bezrefleksyjnego powielania bzdur.

      Usuń
  6. jest jeszcze jeden problem, nawet jeśli korzysta się ze źródeł archeologicznych i potwierdzeń ikonograficznych, znaczna większość zapomina o kontekście. Potem wygląda to tak że chłopka zaczyna zakładać bogate ozdoby typowe dla bogatych mieszczek i dam dworu. Można tutaj dać jako przykład obręcze czy wysadzane opaski na głowę. W innym wypadku zapomina się o takich drobiazgach , że inaczej chodzono po domu inaczej wychodząc choćby po zakupy a jeszcze inaczej na ucztę. W efekcie wychodzą kwiatki typu "damy nie nosiły pasków", problem tkwi w tym, w takim razie gdzie to gdzie wszystko trzymały poza domem, bo pasek pełnił funkcje kieszeni i wszystko znajdowało się na nim, klucze pieniądze itd. Przykłady można mnożyć w nieskończoność

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój ulubiony przykład to nocnik na stoisku z naczyniami jednego z bardziej znanych glinolepców :-) To już ładnych pare lat temu i nawet nie pamiętam, u którego, ale dumnie stał między dzbanami.

      Przypomniałeś mi, że mam przeredagować mój stary tekst o kontekście historycznym właśnie.

      Usuń