wtorek, 2 lutego 2016

Toksyczne bractwa

Znacie to. Toksyczni rodzice, toksyczni partnerzy, toksyczne związki… Myślicie, że w przypadku bractw rycerskich jest inaczej? Nic bardziej mylnego.



A czy ty tkwisz w toksycznym bractwie?



Wszędzie gdzie ludzie tam i patologia. Dlaczego temat ten miałby ominąć rejony naszego hobby? Ano jest kilka dobrych powodów. Ale kto by się tam przejmował takimi pierdołami jak honor czy etos? Ważniejsze żeby jego było na wierzchu!

Niestety sprawdza się tu powiedzenie, że władza uderza do głowy. Wyobraźmy sobie taką sytuację: Pan Mieciu, robol z fabryki co weekend staje się Wielkim Mistrzem Bractwa Rycerskiego Jedynych Słusznych Rycerzy Sprawiedliwości. Ma wtedy szanse odreagować swoje wszystkie klęski, bury od szefa, niespełnione ambicje i pokazać, że to on jest wielkim panem rycerzem. To nic, że zbroję ma wyklepaną z rynny, miecz z resora, a tarczę ze znaku ustąp pierwszeństwa. Do tego rajtuzy, tuniczka z elanobawełny, koszulina z prześcieradła oraz płaszcz z polaru. Obowiązkowo wyhaftowane wielkie godło bractwa.

Pan Mieciu klepie najniższą krajową od lat, narzekając na szefa i opowiadając wszystkim czego by on mu to nie wygarnął. W rzeczywistości potulnie znosi wszelkie uwagi i komentarze nie śmiąc nawet pisnąć, a co dopiero pójść po podwyżkę. Ale kiedy staje się Wielkim Mistrzem to nikomu nie przepuści żadnej urazy. Będzie się rzucał i ciskał przy każdej, nawet błahej, okazji. Jest zupełnie odporny na wiedzę oraz logikę. Myśleniem się brzydzi. Internet ma od lat, ale nigdy nie szukał tam żadnych informacji o znaleziskach archeologicznych. Nie ma takiej potrzeby, przecież wszystko wie najlepiej. Na FREHA nie wchodzi, bo tam same nadęte buraki, którzy czepiają się o wszystko. Chociaż ani razu tam nie był, ale przecież wszyscy wiedzą jak tam jest. Z książek znajdujących się na półce w jego mieszkaniu (których swoją drogą zbyt dużo nie ma) tylko “Krzyżacy” Sienkiewicza mają jakikolwiek związek z historią. Po co więcej? Przecież tu wszystko jest ładnie opisane.

Nasz bohater wcale nie pochodzi z zadupia oddalonego od cywilizacji. Mieszka w dużym, wojewódzkim mieście. Nie jest odosobnionym przypadkiem. Przecież w bractwie jest jeszcze Wielki Kanclerz, Wielki Skarbnik i inni "wielcy" oraz narybek młodych nabywany co roku podczas żywej lekcji historii, podczas której to panowie rycerze opowiadają jakie to ciężkie miecze były w średniowieczu i jakie niemobilne zbroje. Co weekend wyjeżdżają z całym bractwem na imprezę. Najczęściej organizowaną przez Chorągiew Ziemi Rycerskiej, Rotę Rycerzy Najemnych, Bractwo Rycerzy Zamku Regionalnego czy jedną z wielu innych o podobnej nazwie. Krótko mówiąc impreza organizowana przez bliźniaczą grupę w innym mieście. Oba bractwa należą do organizacji zrzeszającej podobnie myślących pod nazwą Konfrateria Rycerstwa Krajowego. Mają własnego króla i monopol na zajebistość oraz jedyną słuszną prawdę historyczną.

Dla wielu ludzi jest to drugie życie, w którym chcą się zrewanżować za nieudane pierwsze. Wszystko musi być tak jak oni chcą. Najlepiej jakby wszyscy wyglądali tak samo (obowiązkowo w barwach grupy), robili co się im każe, a kiedy są niepotrzebni - żeby się umywali z pola widzenia. Wszelkie słowa krytyki czy niezadowolenia są odbierane jako atak i sytuacja z byle powodu stawiana jest na ostrzu noża. Zazwyczaj dlatego, że lider grupy, który od stu lat jest tu szefem i robi wszystko tak samo od lat i jest dobrze, nie wyobraża sobie, że można coś zrobić inaczej - lepiej, ciekawiej albo po prostu w inny sposób.

Często dowódca takiej grupy posiada monopol na informację. Dlatego jeśli go jakaś impreza nie interesuje albo nie może w tym terminie jechać to po prostu o niej zapomina. Po co przekazać informację innym? Jeszcze by pojechali i zobaczyli, że jest tam też fajnie bez niego. I co wtedy? Do tego zazwyczaj ta osoba zajmuje się logistyką grupy. Ma duże auto do przewozu sprzętu i wszystko organizuje. Na inne imprezy możesz oczywiście jechać, ale radź se sam. A wszystko odbywa się w tonie poprawności politycznej. Wszystko fajnie, wszystko na tak, ale gdy przychodzi co do czego zaczynają się schody. Nie odebrane telefony, notoryczne “zapominanie” o czymś, unikanie kontaktu.

Inicjatywa własna mile widziana, ale niezbyt często i w niezbyt ważnych sprawach. Jeśli ktoś w grupie ma zbyt często dobre pomysły, to zaczyna się zwalczanie takiej osoby. Głupie komentarze, podśmiechujki, kłamstwa, napuszczanie na niego innych z grupy plus obligatoryjne rąbanie dupy w środowisku. Potem wychodzą z tego kłótnie i inne nieprzyjemności.

Coś wam to mówi? Znacie pana Miecia? Jeśli trochę siedzicie w RR to na pewno. I to nie jednego. To mocno przerysowany przykład, wręcz karykaturalny. Ale wcale nie trzeba daleko szukać, żeby znaleźć toksyczne grupy rekonstruktorskie. Nawet w tych uważanych za bardzo prężnie działające oraz ultraskie. Sami znacie to ze swojego podwórka - ile było grup, które się rozłączyły? Ilu macie znajomych rekoludków, którzy mają na pieńku z innymi? A wszystko to w jednym małym światku rycerskim. Pan Mieciu nie musi oczywiście być robolem w fabryce. Często jest nim osoba na kierowniczym stanowisku, nieźle zarabiająca, wykształcona i inteligentna. Posiada wiedzę o prawidłowej rekonstrukcji, aczkolwiek ma ją głęboko w dupie. Metody jego działania też są bardzo różne. Od opisanego przeze mnie schematu, po bardzo dyskretne intrygi, polegające na umiejętnej manipulacji ludźmi i przekręcaniem faktów. Wszystkich Mieciów łączy jedno - ambicja bycia wielkim panem i posiadaniem własnej armii.


Jestem w toksycznym bractwie. Co robić jak żyć?

Dochodzimy do momentu, w którym trzeba zadać sobie pytanie. Po co to mi? Czy warto ładować w hobby tyle czasu i kasy po to tylko, żeby mieć dodatkowe nerwy i wdawać się w jakieś chore gierki? O władzę w jakimś bractwie rycerskim? Co to w ogóle za chwała rządzić grupką kilkunastu osób (z czego połowa to gimbusy), której nikt nie traktuje poważnie? Z czym do ludzi? Trzeba mieć naprawdę żałosne ambicje, żeby walczyć o coś takiego.

Jeśli się łudzisz, że może z czasem się coś zmieni, sprawa trochę przycichnie i będzie dobrze to wierz mi - nie będzie. Wiele razy to przerabiałem. Wszelkie niesnaski trzeba wyjaśniać od razu i stanowczo. Żadnych półśrodków. Inaczej konflikty będą się napiętrzać, strony będą miały do siebie wzajemnie pretensje i z czasem będzie tylko gorzej.

Rekonstrukcja to nasze hobby (nie licząc pojedynczych przypadków). Jest odskocznią od spraw codziennych - pracy, problemów, szarego życia itd. Powinna być zabawą i frajdą, zwłaszcza że inwestujemy w to swój wolny czas, pieniądze i serce. Fajnie się zrzeszać, być częścią czegoś większego. Ale warto się zastanowić jakie są tego koszty. Czy chcesz poświęcać się, żeby realizować czyjeś ambicje? Może warto ten wysiłek przeznaczyć na to, co ciebie interesuje zamiast tańczyć jak ci pan Miecio zagra? Nigdzie być na siłę nie musisz. Nikt nie stoi z batem. A jeśli jednak tak, to masz najlepszy sygnał, żeby czym prędzej brać nogi za pas. Bo tkwisz w toksycznym bractwie.

Gdzieś indziej są ludzie, którzy rozumieją, że grupa to zbiór wielu ludzi o różnych zainteresowaniach. Znajdź ich.

9 komentarzy:

  1. Po prostu trzeba mieć ZDROWE podejście do wszystkiego co się robi i z czym się w życiu styka. Nie jest to łatwe ale możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, prawie każdą inicjatywę która zaciwkawia czy jest w stanie zgromadzić zainteresowanych, z czasem próbuje zgarnąć jakaś miernota i tylko w sobie wiadomym celu wykorzystać np.:organizacje z nazwy szlacheckie, ziemiańskie itp. a potem okazuje się że chodziło o stolek w partii albo roszczenia majątkowe po pra pra pra.

    OdpowiedzUsuń
  3. Organizacje nawiązujące do wyższych (elitarnych) warstw społecznych są szczególnie narażone na takie charaktery, gdyż łatwo można się dowartościować. Zakładasz stowarzyszenie i już jesteś pan rycerz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Artykuł spoko, z tymże jedna uwaga - na FREHA są buraki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze to na freha są fajni ludzi, nie chejtują specjalnie. A na arcus (forum łucznicze) to się na mnie uwzieli. Cokolwiek napisze już mnie hejtują. Pozdro!

      Usuń
  5. Sama przerobiłam podobny schemat, fakt - upierdliwy dość i męczący. Przez dwa lata potulnie czekałam na pozytywne zmiany - bo skoro kiedyś było fajnie to na pewno będzie tak znów. Marzenia ściętej głowy. Więc nogi za pas i ucieczka. I mimo, że miałam wątpliwości dziś nie żałuję, gdybym mogła zrobiłabym to drugi raz. Każdemu polecam taką ewakuację - nic innego tak nie koi nerwów jak święty spokój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grypa nieleczona często prowadzi do zgonu. Podobne skutki przynosi opóźnione leczone. Dlatego trzeba od razu wyleczyć pacjenta albo - gdy się za długo zwlekało - dobić. Przeciąganie stanu agonalnego i tak skończy się zgonem, a przyglądaniem się cierpieniu jest niehumanitarne.

      Usuń
  6. a ja się bałem, że przez dziesięć lat mej stagnacji w reko zmieniło się wszystko... oh wait a minute...

    OdpowiedzUsuń
  7. Znam takich panów Mieciów aż nazbyt dużo. Najgorsze jest gdy zaproponowany przez kogoś innego projekt spotyka się z pozytywną reakcją środowiska, grupy, bractwa ale wkurza rzeczonego pana. Proponujesz np. jakąś publikację czy formę zbiorowej pomocy dla początkujących w bractwie opierającą się na dobrych źródłach albo wzbogacenie bractwa o konkretną, rekonstruowaną postać i natychmiast każdy, kto poprze projekt jest opluwany i mieszany z błotem. Proponujesz po jakimś czasie stagnacji ponowne ruszenie projektu i dalej trafiasz na mur. Argumentacja? A to, że projekt głupi, a to, że niepotrzebnie wraca się do starego projektu albo, że za mało wie taki delikwent, dużo mniej niż pan Miecio, który ma monopol na bycie super rekonstruktorem bo prowadzi całe bractwo i jeszcze inne inicjatywy. Przeczytał sporo książek, obszył u miejscowego krawca-magika i żadne wykroje czy inne wzorce zachowań mu nie potrzebne. I sam nie zauważa, że zajmuje się np. dość wąsko działalnością całej grupy albo nie rozumie istoty nowych projektów. Tacy są szkodliwi dla całego ruchu rekonstrukcyjnego a utrącanie nowych inicjatyw nie zjednuje sympatii mądrych, wartościowych ludzi, którzy znajdą w sąsiednim mieście innych niezależnych ludzi i być może ruszą z inicjatywą i założą własne bractwo. Oby tylko nie powielali wzorca pana Miecia i jego wesołej kompanii.

    OdpowiedzUsuń